Tadla zamieściła na swoim Instagramie zdjęcie z zegarem i grafikę, na której znalazły się m.in. wypisane typowe oznaki udaru i numery telefonów ratunkowych.
W ten sposób włączyła się do działań promujących kampanię "Nie czekaj w domu. Stop udarom".
Zaznaczyła, że chociaż pandemia COVID-19 zbiera swe niejednokrotnie śmiertelne żniwo, to nie można dać się sparaliżować lękowi przed zarażeniem koronawirusem i w przypadku podejrzenia udaru podjąć zdecydowane i bezzwłoczne kroki.
Czas odgrywa tu kluczową rolę. Im szybciej trafimy pod fachową opiekę, tym mniejsze ryzyko śmierci albo trwałej niepełnosprawności. Udar musi być rozpoznany szybko! Przez pandemię koronawirusa nawet 20 proc. pacjentów ze świeżym udarem mózgu, pomimo objawów, odwlekło wezwanie pomocy. W praktyce oznacza to cięższy przebieg choroby i jej powikłania - napisała.
Co wyznała Beata Tadla?
Wyznała, że kilkanaście lat temu doświadczyła udaru.
Jeśli myślisz, że ciebie to nie dotyczy - błąd. Też tak myślałam… 13 lat temu. Całe szczęście, że ludzie, którzy byli ze mną, błyskawicznie wezwali karetkę. To był "mini udar". Objawy (opadająca ręka, asymetria ust, drętwienie połowy twarzy) ustąpiły następnego dnia i nigdy się nie powtórzyły - wyznała.
Podkreśliła, że nie wszystkie osoby mają jednak tak dużo szczęścia jak ona i w wielu przypadkach tzw. mały udar sygnalizuje nadejście dużego, który jest szczególnie niebezpieczny dla osób powyżej 40. roku życia. Na koniec wpisu po raz kolejny zaapelowała do swych fanów, by zachowywali się odpowiedzialnie i nie bagatelizowali objawów udaru, gdyż szybko podjęte działania mogą uratować zdrowie i życie.