Aktor dostał wezwanie do prokuratury na wtorek. Miał wytłumaczyć się z wypadku samochodowego, który spowodował, będąc pod wpływem alkoholu. Stockinger wymówił się jednak zobowiązaniami zawodowymi. Okazuje się, ze te zobowiązania to koncert w Pułtusku z okazji Dnia Edukacji Narodowej.
Choć o pijackim wybryku trąbią wszystkie niemal media, publiczność przywitała aktora ciepło i radośnie: „Występ pana Tomasza został odebrany bardzo dobrze. Nikt nie nawiązywał do wydarzeń sprzed kilku dni” – zdradza „Faktowi” uczestnik spotkania. Jak pisze bulwarówka, doktor Lubicz także wyglądał na bardzo zadowolonego i na jego twarzy nie malowało się zaniepokojeni czy smutek.
Tabloid sugeruje oczywiście, że może to być spowodowane obłudą. Insynuuje także, że koncert w Pułtusku był niewystarczająco poważnym zobowiązaniem zawodowym, by Stockinger mógł nie stawić się przed prokuratorem. „Fakt” zapomina chyba, że umowa jest umową i wywiązać się trzeba, a zawód aktora polega na wcielaniu się w różne role. Może Tomasz po prostu zagrał zadowolonego?