"To zdarzyło się na końcu prostej. Chciałem wyprzedzić chłopaka, który był pierwszy raz na torze. On zaczął hamować i zajechał mi drogę. Jechałem na pewno ponad 200 kilometrów na godzinę" - chwali się sportowiec na łamach jednego z tabloidów. Obaj panowie trafili do szpitala, byli mocno poturbowani, ale żyją. To cud, bo przy takich prędkościach łatwo o poważniejsze obrażenia.
Saleta wyznaje z ulgą: "Byłem trochę poturbowany i stopy miałem poobijane. Za kilka tygodni startuję w maratonie i na razie musiałem przerwać treningi w bieganiu, ale za kilka dni wrócę do tego." Jak na walecznego sportowca przystało, Przemek nie poddaje się i gra do końca. Sugerujemy jednak zmianę hobby. O, na przykład szachy - bezpieczne, rozwijają intelekt i można przy nich odpocząć.