Na swoim profilu na Instagramie Kinga Rusin poinformowała, że napisała list protestacyjny do władz australijskiego stanu Queensland, w którym na jednej z wysp napotkała prywatne pseudozoo, a w nim trzymane w fatalnych warunkach koale.
We poście na ten temat Kinga szczegółowo opisała sytuację zwierząt i wyraziła niezrozumienie dla ludzi, którzy fundują im cierpienie, ale także dla tych, którzy z tego cierpienia korzystają, tzn. odwiedzają pokazywane miejsce i robią sobie zdjęcia z "misiami".
Prezenterka opisała też swoje spotkanie z koalami - w ich naturalnym środowisku, w środku parku narodowego. Napisała, że to doświadczenie było warte trudu, który trzeba było włożyć w dotarcie do miejsca życia tych niezwykłych zwierząt i żartobliwie zachęciła wszystkich fanów selfie z koalami do pozowania ze znakami z ich symbolem, których w Australii nie brakuje.
To się nazywa prawdziwy aktywizm - prawda?