Aby pobrykać w towarzystwie słynnych króliczków, teraz wystarczy mieć gruby portfel. Jednorazowa przygoda w Playboy Mansion to koszt od 5 do 25 tys. dol., w zależności od tego, ile celebrities będzie miało ochotę wpaść do starego dobrego Hefa na imprezkę (w tym roku bilet na Halloween z Paris Hilton kosztował 10 tysięcy). Podobno to kiepski stan finansów Playboy Enterprises w Los Angeles i Nowym Jorku wymusza takie zachowania bossa. Bossa w depresji, bo dwie z trzech stałych "żon” mieszkających z nim w rezydencji - Holly Madison oraz Kendra Wilkinson - niedawno go opuściły. Na dodatek złośliwi sugerują, że poszło właśnie o pieniądze. Oficjalne komunikaty pełne są okrągłych zdań zapewniających o niesłabnącym powodzeniu Hefnera. Gdy spogląda się z bliska na niego i jego świtę, trudno nie wierzyć rzecznikom prasowym. Gdzie w takim razie tkwi prawda?

Reklama

Zarówno dramatyczne perypetie, jak i wypolerowane obrazki z codziennego życia pokazuje seria "Dziewczyny z rezydencji Playboya” (E! Entertainment w Cyfrowym Polsacie, w styczniu ruszy nowy, piąty sezon). Wszystkie budzą niesłabnące emocje, tak samo zresztą jak sam najsłynniejszy playboy. No bo jak tu nie podniecać się życiem faceta, który ma kobiet na pęczki, sam ponad 80 lat na karku i w nieśmiertelnej bordowej bonżurce przemierza świat z wielkim rozmachem?

Umawiam się tylko z blondynkami

Gdy podjeżdżam pod bramę rezydencji Playboy Mansion (najsłynniejszy dom w Kalifornii, wart ok. 50 mln dol., 30 pokoi, 80 osób obsługi i kuchnia serwująca posiłki jak w pięciogwiazdkowym hotelu) w rozsławionym Holmby Hills w Los Angeles i nikt tam na mnie nie czeka, jestem przekonana, że wystawiono mnie do wiatru. Na szczęście mój wzrok pada na głaz, do którego nakazano mi się zaanonsować. Najpierw bagatelizuję tę informację, myśląc, że coś nie do końca zrozumiałam, ale przypominam sobie, że w którymś z kręconych tu reality show widziałam sytuację z mówieniem do kamienia. Myślałam, że to tylko element scenariusza, ale teraz zaklęcie wypowiedziane w stronę interkomu w kamieniu działa.

Reklama

W drodze od bramy ani na sekundę nie jestem pozostawiona sama sobie. Ochroniarz odprowadza mnie na piętro, gdzie widzę rozpartego na skórzanej kanapie, jowialnego, szpakowatego pana, który wita mnie, wznosząc szklankę z whisky i grzechocząc kostkami lodu. "Brunetki czy blondynki?" - wypalam od progu. Ten sam nieśmiertelny szlafroczek, ta sama fryzura, to samo spojrzenie. "Kochanie, za każdą blondynką stoi brunetka, jeszcze tego nie wiesz?" - Hugh Hefner mówi spokojnie. I za chwilę wybucha gromkim śmiechem. "Ale z młodości pozostała mi słabość do musicali oraz romantycznych komedii z lat 30. Uwielbiałem wtedy Gene Harlow, oto wytłumaczenie, dlaczego od czasu rozwodu umawiałem się wyłącznie z blondynkami!"

Dopiero po chwili zaczynam dyskretnie rozglądać się wokół. Na dwuipółhektarowej powierzchni oprócz właściwej posiadłości, w której rozległych ogrodach przechadzają się pawie, jest prywatne zoo i rezerwat ptaków. To właśnie ten dom (Hefner mówi o nim wyłącznie w ten ciepły sposób, choć to w rzeczywistości zamczysko w stylu tudorsko-gotyckim, a brama z domofonem w kamieniu kojarzy się raczej z kreskówką o Flinstone'ach) kilka razy do roku zamienia się w najbardziej pożądaną miejscówkę imprezową świata: w sylwestra, na tłusty czwartek w lutym, urodziny Hefnera w kwietniu, świętowanie amerykańskiego dnia niepodległości, sierpniowe party koronkowo-piżamowe czy szaleństwa z okazji Halloween. A szaleć jest tu gdzie. "Chodź, pokażę ci nasze włości" - śmieje się Audra Lynn, playmate z października 2003 r. Kątem oka rejestruję jej imponujące krągłości i w głowie dźwięczą mi słowa Hugh: "Playmates dziś nie różnią się specjalnie od tych sprzed 50 lat oprócz tego, że obecnie generalnie kobiety są wyższe, zdrowsze i używają więcej silikonu."

Gwiazdy rozbierają się dla mnie

Reklama

Przemierzamy najbliższe okolice zamczyska, mijając dokładną replikę gwiazdy Hefnera z hollywoodzkiej Alei Sław, rozległe korty tenisowe, a Audra chichocze: "Oprócz charytatywnych turniejów organizowaliśmy tu też mistrzostwa tenisowe playmates. Ale Hugh w końcu nam zabronił grywać, bo przez to, że biegałyśmy po korcie w szpilkach, było za dużo kontuzji. W ogrodzie tuż obok w czasie Wielkanocy ukrywamy jajka, których potem szukamy cały dzień" - dodaje.

Głównym celem naszej przechadzki jest Game House, bawialnia wypełniona automatami do gier, flipperami, stołami do bilarda i pokera zwieńczonymi wielkim neonem: "We love you, Hef”. To tu najczęściej spędzają czas goście i bywalcy imprez. "Ludziom wydaje się, że całe moje życie to wielka impreza. Wbrew pozorom sporo czasu spędzam z dala od świateł kamer" - zapewnia 82-latek. "W głębi duszy nadal jestem rasowym dziennikarzem, nieustannie coś czytam i redaguję."

Na jednej ze ścian bawialni wisi słynny pięciodolarowy banknot z podobizną samego Hefnera, który ma przypominać o wydarzeniach z 1952 r., kiedy reporterowi Hefnerowi w redakcji magazynu "Esquire” odmówiono podwyżki właśnie w takiej wysokości. Wtedy Hugh odszedł, zapożyczył się ("Matka dała mi sporo pieniędzy. Raczej nie wierzyła w powodzenie mojego przedsięwzięcia, chciała po prostu pomóc swojemu synowi” - wspomina dzisiaj) i założył własne pismo. Sprzedano 50 tysięcy egzemplarzy gazety z unikalnymi zdjęciami Marilyn Monroe. Nakład szybko przebił "Esquire”, a z okazji obchodów 25-lecia "Playboya” naczelny tamtego magazynu wręczył Hefnerowi wielką atrapę banknotu z jednym zdaniem: "No cóż, powinniśmy byli dać ci tę podwyżkę”. "Nigdy żadnej z pań nie musiałem namawiać do pozowania, dzwonić, przekonywać. One rozbierały się dla mnie" - wspomina Hugh. "A plotki o tym, jak gwiazdy odrzucają wielomilionowe oferty, jakie im składam, są wyssane z palca przez ich agentów!" - dodaje.

Do niedawna wszyscy doskonale wychodzili na tym biznesie. Ale dziś wartość akcji akcji Playboy Entreprises (spółce do 8 grudnia szefowała córka Hefnera, on sam ma 30 proc. udziałów) wynosi jedną dziesiątą tego, co dekadę temu. I choć Martha Lindeman, wiceszefowa firmy, twierdzi, że plotki o domniemanym bankructwie są nieprawdziwe, to konieczność zwolnienia 789 pracowników, spadek dochodów oraz rosnące straty pozostają faktem.

Do tego dochodzą kłopoty osobiste Hefa. "Do dziś Hugh jest bardzo wrażliwy, płacze z nami na filmach" - twierdzi Holly Madison, 28-letnia modelka, która jak dotąd miała status głównej dziewczyny Hugh. Dzieliła z nim co noc sypialnię, podczas gdy pozostałe dwie dziewczyny: Bridget Marquardt (zapalona fanka Halloween i horrorów) i Kendra Wilkinson (gdy się widziałyśmy, akurat chwaliła się nowym biustem) miały osobne sypialnie w tym samym korytarzu. Teraz pogrążony w żalu Hugh (dziewczyny wymieniły go na młodsze modele) zwierzał się ostatnio, że Holly to miłość jego życia i że to z nią chciałby mieć jeszcze dziecko. Nie zanosi się jednak na happy comeback.

22 międzynarodowe wydania magazynu czyta co miesiąc ok. 15 mln osób na całym świecie, ale czy to wystarczy, by w kryzysie podreperować budżet "Playboya”? Czy świeżo wydana autobiografia "Mr Playboy: Hugh Hefner and the American Dream” oraz nowe dziewczyny, 19-letnie blond boginie bliźniaczki - Kristina i Karissa Shannon - z którymi Hefner ostatnio się namiętnie fotografuje, zawitają w charakterze "żon” do Playboy Mansion i pomogą mu podreperować budżet i ego?