Dlaczego szejk Abdullah bin Hamad bin Isa al-Chalifa chce spotkać się z królem popu w sądzie? Twierdzi, że miliony, które Jackson zabrał ze sobą wyjeżdżając w 2006 roku z Bahrajnu, wcale nie były prezentem. Były zaliczką za dwa albumy i biografię, do których prawo miał dostać arabski książę.

Reklama

Tymczasem król popu potraktował siedem milionów dolarów, Rolls-Royce'a za ponad 250 tysięcy dolarów i zbudowane dla niego studio nagrań jak prezenty. Uznał, że w końcu ktoś naprawdę go docenił i po królewsku ugościł.

Arabski książę uważa jednak, że było zupełnie inaczej. Układ był jasny: najpierw zaliczka, potem praca. A pół roku po wręczeniu pieniędzy i samochodu po Jacksonie nie było już śladu. Dlatego Abdullah bin Hamad bin Isa al-Chalifa wniósł sprawę do sądu w Londynie.

>>>Jackson stracił magiczne ranczo

Pamiętliwi władcy Bahrajnu to niejedyny kłopot króla popu. W zeszłym tygodniu Jackson stracił swoje magiczne ranczo w Kalifornii. Przejęła je firma związana z funduszem, który pół roku temu spłacił ogromne długi piosenkarza. Kto spłaci jego długi wobec arabskiego księcia - tego nie wie pewnie sam Michael Jackson.

>>>Jackson zarobi na długi dając koncerty?