Mieszkańcy zagubionych w górach, biednych wiosek stanu Himachal Pradesh, w północno-zachodnich Indiach, żyją głównie z niewielkich kawałków ziemi na stokach gór. Ledwo wiążą koniec z końcem.

W jednej z takich osad żyją bracia Amar i Kundan, którzy swoją - dla nas zadziwiającą historię - opowiedzieli reporterom CNN.

Reklama

p

Tak jak ich rodzice, dziadkowie i pradziadkowie, tak jak wszyscy sąsiedzi - oni także mają wspólną żonę. Ich wybranką jest Indira Devi.

Skąd ten pomysł? Po prostu nie mają innego wyjścia, to już tradycja - tłumaczą. Gdyby każdy z nich miał własną żonę, to musieliby podzielić ten niewielki kawałek gospodarstwa, z którego żyją na dwa. To samo nastąpiłoby zapewne w kolejnym pokoleniu. Wkrótce z dziedziczonej ziemi nikt nie byłby się już w stanie utrzymać.

Trudno nie przyznać racji braciom, ale jak z dwoma mężami wytrzymuje jedna kobieta? "To nie jest łatwe" - mówi. I nie ma się co dziwić, wszelkie małżeńskie pretensje należy przecież mnożyć przez dwa.

A co z seksem? - dopytywał się reporter CNN. "Zmiany, musimy to robić na zmiany" - mówią bracia.

Reklama

Ten małżeński trójkąt dochował się dwóch synów i córki. Chłopcy już wiedzą, że będą mieli wspólną żonę i nie protestują. Ich siostra Sunita wolałaby mieć jednak jednego męża. Jednak pytana o to, czy wbrew woli rodziny wyszłaby za mąż z miłości odparła: "Nie zrobię niczego wbrew mojej rodzinie i tradycji".

Ani ona, ani jej bracia nie wiedzą, i co ważniejsze, nie interesują się tym, kto jest ich ojcem, a kto tylko wujem. "Dla mnie każdy z nich jest moim ojcem" - mówi dziewczyna.

W Indiach wielożeństwo, a więc i wielomęstwo jest zabronione. Nikt się jednak tym nie przejmuje. Żadnemu urzędnikowi nie chciałoby się przecież jechać do tych zagubionych na krańcach świata wiosek i sprawdzać, ilu mężów ma jedna kobieta...