Szesnastolatek nie miał jednak szans zamienić paru słów z prezydentem Bushem. Bo gdy Secret Service, która chroni przywódcę USA, sprawdziła, kto dzwonił - okazało się, że prezydent Islandii nic nie wie o żadnym telefonie.
Zamiast z prezydentem USA, chłopak musiał porozmawiać z policją. Bo amerykańśkie służby od razu zawiadomiły funkcjonariuszy na Islandii, by sprawdzili, czy do Białego Domu nie dzwonił terrorysta.
Co stanie się z chłopakiem? Nic, bo Amerykanie łaskawie nie będą ścigać nastolatka za próbę rozmowy z prezydentem. W końcu nikomu nic się nie stało, a chłopak dzwonił na publiczny telefon Białego Domu, na który każdy może zadzwonić.