Moore nie żałowała pieniędzy na poprawianie urody i usuwanie skutków upływającego czasu. Jak wylicza brytyjski dziennik "Daily Mail", była żona Bruce'a Willisa zafundowała sobie powiększenie piersi za 47 tys. dol. (130 tys. zł), odsysanie tłuszczu z ud, bioder i brzucha za 33 tys. dol. (prawie 100 tys. zł), nowe zęby za 12 tys. dol. (ponad 35 tys. zł). Poza tym aktorka usunęła sobie zwisającą skórę na kolanach - kosztowało ją to 10 tys. dol. (prawie 30 tys. zł), a także podniosła brwi, za co zapłaciła 7 tys. dol. (20 tys. zł).

Reklama

Ale to nie wszystko. Podreperowana i ponaciągana Demi Moore wydała także fortunę na osobistego dietetyka, trenera, nauczyciela jogi i instruktora kick-boxingu. Kosztowało ją to w sumie około 336 tys. dol. (blisko milion złotych).

Jakież było rozczarowanie aktorki, kiedy okazało się, że mimo świetnego wyglądu propozycje ról dostaje raz na "ruski rok". "Brakuje dobrych ról dla kobiet po czterdzieste. W wielu z nich nie ma nic do zagrania oprócz tego, że jest się czyjąś matką albo żoną" - skarży się Demi Moore.

Ostatnio aktorka pojawia się na wielkim ekranie bardzo rzadko. Po roli w "Aniołkach Charliego: zawrotna szybkość" z 2003 r. zagrała tylko dwa razy: w filmach "Bobby" i "Półmrok". Tymczasem na brak pracy nie narzeka jej były mąż, 52-letni Bruce Willis. Gwiazdor zagrał w tym czasie w 13 filmach, w tym w kolejnej odsłonie "Szklanej pułapki".

Aktorka jest rozgoryczona. Przekonuje, że problem dotyczy nie tylko jej, ale wszystkich koleżanek po fachu, które przekroczyły już czterdziestkę. "To problem, że nam się mówi, iż po trzydziestce nie jesteśmy już nic warte. Wszystkie mamy więcej do zaoferowania. Nie możemy czekać z założonymi rękami. Musimy głośno powiedzieć, że jesteśmy wściekłe i nie będziemy tego dłużej tolerować" - grzmi aktorka.