Dziennik.pl: Czy odnosi Pani wrażanie, że polskie kino, po latach zastoju, przeżywa renesans?

Grażyna Torbicka: To prawda, jest naprawdę ciekawie. Teraz zobaczymy, co nowego przyniesie festiwal w Gdyni. Ale to, co mi się najbardziej podoba, to fakt iż polskie kino proponuje troszkę inne spojrzenie na historię. Przestaliśmy się bać i zaczynamy mierzyć się z historią w sposób bardziej beletrystyczny. Filmy zaczynają nadawać autentyczności bohaterom takich wydarzeń, jak Powstanie Warszawskie. Moim zdaniem, jest to bardzo duży plus, że w końcu przestajemy patrzeć na tę naszą przeszłość z punktu widzenia dokumentalisty, a czerpiemy z tych wydarzeń materiał na dobre, psychologiczne kino. To niewątpliwie jest jakiś postęp w polskim kinie.

Reklama

Tak, tylko, że z jednej strony, odmitologizowanie bohaterów narodowych i całej naszej historii sprawia, że filmy są bardziej autentyczne, z drugiej strony zaś, dzielą społeczeństwo. Są tacy, którzy nie godzą się na przedstawianie bohaterów narodowych jako normalnych ludzi, a filmy takie, jak „Pokłosie”, pokazujące trudne momenty naszej historii, budzą sprzeciw dużej części społeczeństwa.

Moim zdaniem, to wspaniale, że one dzielą, ponieważ oznacza to, że podejmują trudne tematy i pokazują je w nieoczywisty sposób. Budząc kontrowersje, wywołują dyskusję. Najgorszy jest film, który przechodzi bez emocji i nie wzbudza dyskusji. Słusznie wspomniała pani „Pokłosie”, ale za chwilę będzie „Miasto 44”, które też wywoła kolejne dyskusje, tak jak zresztą było to w przypadku „Kamieni na szaniec”. Jeśli film dzieli widzów, wzbudza różne rodzaje emocji i sprawia, że widzowie chcą kłócić się na ten temat, to znaczy, że jest dobrze.

Jedną z takich dyskusji, która jakiś czas temu wywiązała się w polskich mediach, była ta dotycząca filmu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Wiele osób uważało, że ten obraz w ogóle nie powinien być pokazany w polskiej telewizji, a już na pewno nie w telewizji publicznej. Zgodziłaby się pani z tą opinią?

Ja uważam, że absolutnie powinien być pokazany. Jeśli film budził kontrowersje, to telewizja publiczna powinna go pokazać, a później pozwolić na rzetelną, merytoryczną dyskusję. Ten film trzeba było pokazać, nie można było go pominąć, tylko dlatego, że był kontrowersyjny.

Kilka polskich filmów w ostatnim czasie zebrało laury i nagrody nawet na międzynarodowych festiwalach, ale zawsze są to filmy psychologiczne i dramaty. Niestety w przypadku komedii nie wygląda to już tak dobrze. Dlaczego pani zadaniem, ten gatunek w ostatnim czasie nam nie wychodzi?

Reklama

Komedia zarówno w teatrze, jak i w kinie jest bardzo trudną formą. Musi mieć niebanalną fabułę i znakomite aktorstwo. Tradycje w tej dziedzinie mamy fantastyczne, ale dlaczego nie powstają nowe, nie wiem. Mamy sporo komedii romantycznych, które się w kinie pojawiły, skupiają dużą widownię, ale chyba nie są na najlepszym poziomie. Zobaczymy, może i w tej kwestii coś się zmieni.

Jak ocenia pani młode pokolenie polskich aktorów. Komu pani kibicuje?

Mamy sporo bardzo ciekawych aktorów. W dodatku bardzo ważnym jest, iż mają tę świadomość, że jeśli na starcie dobrze im poszło, to starają się pozostać przy filmie fabularnym, nie wchodząc w seriale. Bo seriale, z całym szacunkiem dla tego gatunku, który niewątpliwie jest potrzebny, zabijają aktora filmowego, aktora dużego ekranu. Dawid Ogrodnik jest dobrym przykładem tej świadomości młodego artysty, ponieważ stara się utrzymać wysoki poziom swojego aktorstwa. Kolejne przykłady, to Marta Nieradkiwicz, Tomasz Schuchardt, Mateusz Kościukiewiacz. Kościukiewicz zresztą zagrał teraz rolę świętego Franciszka u Liliany Cavani, jednej z najwybitniejszych europejskich reżyserek. To jest jego ogromny sukces.

A co pani sądzi o tych polskich aktorach, którzy mają ambicje na podbój Hollywood? Weronika Rosati, czy Alicja Bachleda Curuś próbują swoich sił w Stanach Zjednoczonych. Mają szanse na sukces?

Fantastycznie, jeśli są aktorzy, którzy mają jakieś propozycje i gdzieś tam się pojawiają, ale chyba nie można jeszcze mówić o żadnych karierach hollywoodzkich. Polskim aktorom będzie trudno, bo jest ta ogromna bariera językowa i nawet jeśli dostaną propozycje z Hollywood, to będą grali bohaterów o wschodnioeuropejskich, bądź rosyjskich korzeniach. Tak było z Joasią Pacułą, czy z Danielem Olbrychskim, który miał wiele takich ról. Nie wiem jednak, czy hollywoodzka kariera powinna być czymś tak bardzo pożądanym.

Wspomniała pani, że seriale psują aktora filmowego, ale czy nie uważa pani, że seriale w ostatnich latach przeżywają prawdziwą ewolucję i zaczynają dorównywać filmom kinowym?

Niestety nie te polskie. Te, o których pani mówi to jest rzeczywiście bardzo wysoka jakość, porównywalna z kinem. My niestety nie mamy jeszcze takich budżetów, które pozwoliłyby na kręcenie takich produkcji i obawiam się, że długo takich u nas nie będzie.

Jak ocenia pani szanse „Idy” na Oscara?

Bardzo wysoko, ponieważ to jest pierwszy przypadek polskiego filmu, który już jest w Stanach znany. Miał swoją dystrybucję, był pokazywany na festiwalach, to jest jego przewaga i dlatego ma bardzo duże szanse.

Szanse „Idy” zwiększa chyba także fakt, iż nie jest to film tak mocno osadzony w polskiej mentalności, jak niektóre z poprzednich naszych kandydatur do Oscara.

To jest fantastyczny, psychologiczny dramat opowiadający o spotkaniu dwóch kobiet z różnych pokoleń. Dwie silne kobiece osobowości, świetne aktorstwo, piękne zdjęcia, całość pomyślana od początku do końca konsekwentnie, wspaniałe kadry, piękna muzyka, sposób budowania nastroju, po prostu wspaniały film.

Na zakończenie zatem, którą z filmowych nowości, poleciłaby pani naszym czytelnikom?

Na pewno warto zobaczyć „Dzikie historie” argentyńskiego reżysera Damiana Szifrona. To jest jego znakomity debiut i świetny film wyprodukowany przez braci Almodovar. Ciekawym zjawiskiem jest także film Linklatera „Boyhood”. To jest projekt, który był realizowany przez 12 lat. Reżyser obserwował dwójkę dzieci, dziewczynę i chłopaka i mniej więcej co dwa lata dokręcał kolejny materiał. Obserwował w ten sposób rozwój tych młodych ludzi, mamy przekrój tego, jak oni się zmieniali, tak jakby samo życie pisało scenariusz tego filmu. Ojca tych dzieci zagrał Ethan Hawke, a matkę Patricia Arquette. Polecam, na pewno warto zobaczyć.

Z pewnością zatem wybiorę się do kina. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję

Grażyna Torbicka - prezenterka telewizyjna i dziennikarka filmowa, od ponad 30 lat związana z Telewizją Polską. Jest autorką programu TVP2 "Kocham Kino" (wraz z Tadeuszem Sobolewskim). Zdobywczyni 7 Wiktorów i 4 Telekamer. Jedna z najpopularniejszych osobowości telewizyjnych w Polsce.