Jak donosi "Fakt":
- Dwa tygodnie temu on ostro skrytykował jej piosenki i nowy teledysk. – Dla mnie to rozpaczliwy teledysk. Jak go obejrzałem, pomyślałem sobie, co się dzieje z Edytą Górniak? Ten teledysk to tylko zbiór scen obliczonych na zrobienie efektu. To słaby klip do bardzo słabej piosenki. Jeżeli cała płyta będzie składała się z takich numerów, to szkoda ją wydawać – mówił.
Potem pytany o możliwość pracy z Górniak przyznał, że miał propozycję bycia jej menedżerem ale... odmówił.
– Mam inne plany, więc odmówiłem. Zresztą to nie byłby dobry pomysł. Edyta jest uparta i z reguły chce postawić na swoim. Myślę, że moje widzenie tego, co Edyta powinna śpiewać, jak szybko nagrać płytę, jakie teledyski wybierać i co mówić do prasy mogłoby być trudne dla niej do zaakceptowania – stwierdził Kozyra.
Edyta długo nie pozostała dłużna byłemu partnerowi. W jednym z wywiadów wyznała, że skontaktowała się z Robertem i pytała go o możliwość współpracy, ale... tylko z litości. – Zadzwoniłam wtedy, bo było mi Roberta tak zwyczajnie po ludzku żal – mówiła.
Artystka stwierdziła też, że Kozyra próbuje zaistnieć wykorzystując jej nazwisko.
– Rozumiem rozżalenie Edyty spowodowane tym co powiedziałem, ale nie rozumiem dlaczego ona kłamie. Zabawne jest jednak to, że Edyta nie obraża się o to, że krytykuje się jej ostatnie piosenki, co bym jeszcze zrozumiał, tylko o to, że się nie chce być jej menedżerem – powiedział Faktowi. – Ja naprawdę nie mam potrzeby mówienia o niej, tylko dziennikarze wciąż mnie o nią pytają. Wolałbym mówić o Gabie Kulce, ale to niestety nikogo nie interesuje – dodał.
Prawdopodobnie na tym się nie skończy, a nowa wojna w show-biznesie trwać będzie jeszcze długo...