W rozmowie z "Faktem" Doda opowiada, jak daje sobie radę w tej trudnej sytuacji:
- Zrobiliśmy sobie tam z Adamem mały domek. Ja nie potrzebuję dużo do szczęścia. Nie jestem osobą, która musi być zabawiana. Siedzę u niego kilkanaście godzin dziennie i wcale się nie nudzę. Jest fajnie. Wszyscy są mili, są tam zajebiste pielęgniarki, panie kucharki są w porządku. Sam pokój jest jak pokój. No co tu więcej potrzeba? Mam tam własne łóżko, polówkę. Siedzę tam praktycznie cały czas. I jedzenie jest w porządku. Wcinam je - te wszystkie galaretki, kisiele. Jak Adam nie może, to ja jem za niego. Naprawdę.
Ja sobie z tym wszystkim radzę dobrze, choć ciepię, patrząc, jak on cierpi... To są takie sytuacje, w których człowiek jest bezradny. Ciężko patrzeć na to wszystko. Swoje zdrowie spycham trochę na drugi plan. Te moje problemy z kręgosłupem... Nie mam teraz innego wyjścia. Mówią mi, że zmizerniałam ale ja tego nie kontroluję
A ślub? Nie będzie ślubu. Bo ja się nie nadaję do małżeństwa. No, nie nadaję się! Jaka ze mnie żona?!
>>> ZOBACZ TAKŻE: "Brad przyłapany z inną"