"Kocham alkohol. Nie wiem, jak bez niego można żyć" - mówi "Faktowi" Jan Nowicki. "Nie jestem od niego uzależniony, ale jak słyszę, że ktoś nie pije w ogóle, podejrzewam, że jest chory. Gdy dzwonię do żony Marty wieczorem z teatru, żeby ustalić, co po powrocie jemy, ustalamy, co pijemy" - dodaje artysta.

Ale w tym roku Nowicki powziął twarde postanowienie, że na czas postu bierze absolutny rozwód z wódką. Wszystko, aby żyć w zgodzie z tradycją i religijnym zwyczajem. "O takich zasadach przypomnieli mi moi znajomi, starsi piłkarze, byli reprezentanci Polski. Lubią piwko, wódeczkę, ale od dziesiątków lat rygorystycznie poszczą i nie piją w ogóle. Tak strasznie mi to zaimponowało, że postanowiłem wprowadzić to we własne życie" - wspomina artysta.

"Wprawdzie taką dyscyplinę pamiętam jeszcze z dzieciństwa, szanowano ją w mojej rodzinie, ale z czasem mi się to zatarło" - mówi o abstynencji w czasie postu aktor. Nowicki przyznaje, że dochowywanie wierności temu postanowieniu, choć daje mnóstwo satysfakcji, jest również nie lada wyrzeczeniem. Zwłaszcza gdy przebywa się w środowisku artystów kochających zakrapiane biesiady po świt - pisze "Fakt".

"Jestem teraz w trasie z moimi kolegami jazzmanami. A taka trasa daje ogromną ilość okazji do picia, żeby odreagować albo się rozgrzać. Gramy nieraz w kościołach, w których bywa cholernie zimno. A sięgnięcie po potężnego kielicha wódki przywraca zdrowie" - wyjaśnia Nowicki. Artyście nie brakuje jednak silnej woli, by i w takiej sytuacji mężnie odmówić "czegoś mocniejszego". "Mówię: <Nie piję w post!>. Trochę to staroświeckie, ale koledzy uszanowali moją decyzję. Nowicki stara się nie tracić wprawy w napełnianiu kieliszka. "Czasem kolegom rozleję..." - podsumowuje.





Reklama