W "Fakcie" czytamy wywiad z aktorem. Oto jego fragmenty:

"Fakt": Czy jest jeszcze jakaś rola, którą chciałby pan zagrać?
Jan Nowicki: - Nie. Nigdy nie było czegoś takiego. Jak już powiedziałem, że nie mam marzeń, to po co mam myśleć o roli, której nie zagram? Po co mam się męczyć jakimiś planami? Nigdy nie oczekiwałem, że będę aktorem, że tak długo będę aktorem i że będą chcieć mnie oglądać. Po co mi więcej? Jestem w tym rozkosznym wieku, że im mniej dni zdjęciowych, tym przyjemniej.

Reklama

Nie ma pan marzeń, bo już wszystkie pan spełnił?
- Aktor, który ma marzenia, jest kompletnym idiotą. Dlatego, że niespełnione marzenia męczą. Druga sprawa jest taka, że spełnione marzenia to jest sukces, a człowiek nigdy nie jest wystarczająco dorosły, żeby wiedzieć, co znaczy sukces. Sukces to nie jest tylko satysfakcja i przyjemność, to jest męka dochodzenia do niego, męka utrzymania go przy duszy. W teatrze ma się trzy, cztery lata i cały czas rola za rolą. To nudzi, a trzeba dalej ten sukces podtrzymywać. Czyli tak na dobrą sprawę sukces jest udręką. Na początku chce się sukcesu, a potem wiadomo, że ten sukces wcale nie zbawi tego świata. Niech pani jednak nie myśli, że ja jestem smutny - jestem bardzo wesoły, dlatego tak mówię.


Mimo tych słów chyba kocha pan aktorstwo?

- Kocham, nie kocham... Robię to z dużą odpowiedzialnością, bo mnie to wkurza, że umiem zaledwie tyle, ile umiem. Jest szalona ilość aktorów - nie chcę się posługiwać nazwiskami - którzy uprawiają zawód ze niecierpliwienia, a nie z zachwytu. To są ci, którzy kłaniają się po przedstawieniu, ale nie są wcale szczęśliwi, bo mają poczucie, że nie spełnili się do końca. To nie są ludzie, którzy uwielbiają występować, tylko są wściekli, że występują.

Reklama

>>> CZYTAJ TAKŻE: "Stenka miała być nauczycielką"