Knut nic nie robił sobie z tłumu. Dreptał wesoło po wybiegu, poznając świat. Cały czas tylko patrzył, czy jego opiekun jest przy nim. Ale, jak zapowiadają pracownicy zoo, w miarę upływu czasu Thomas Doerflein coraz rzadziej będzie przy niedźwiadku. Tak, by za kilka lat Knut był już prawdziwym niedźwiedziem, a nie udomowionym misiem.
Knut miał szczęście. Gdy jego matka odrzuciła go tuż po urodzeniu, zajęli się nim weterynarze z berlińskiego zoo. Troskliwie się nim opiekowali, karmili mlekiem i puree z kurczaka. Udało im się uratować misia.
A świat usłyszał o Knucie, gdy uśpić zwierzaczka kazali fanatyczni ekolodzy. Bo według nich, wychowanie zwierzaka przez ludzi narusza prawa natury. Na szczęście dyrekcja zoo, którą poparli Niemcy, nie ugięła się przed żądaniami ekologów-morderców.