>>>PiS chce zakazać "zajeb... wyprzedaży"
Nie mam nic przeciwko używaniu wulgaryzmów. Nie ukrywam, że sam stosuję je w swoich tekstach, ostatnio zdarza mi się to rzadziej. Są one potrzebne i ich zastosowanie jest uzasadnione. Traktuję je jako pewną formę wyrazu.
Wiadomo, że w muzyce użycie wulgaryzmów jest mniej kontrolowane. Nikt jednak w żaden sposób nie narzuca nikomu, czego ma słuchać. A co za tym idzie, każdy na własną rękę wybiera to, co mu odpowiada.
Jeśli chodzi o reklamę i bilbordy, to są one widoczne na ulicach i docierają do wszystkich bez wyjątku. Są nam w jakiś sposób odgórnie narzucone i nie mamy szansy wyboru. Nawet małe dzieci, które znają już litery, będą potrafiły odczytać wulgarne hasła. Dlatego przyznam posłom PiS odrobinę racji. Takie hasła na plakatach to przesada.
Użycie jakiegoś wulgaryzmu może być fajne wtedy, gdy jest to uzasadnione ciekawym, zabawnym często kontekstem. Ale biorąc pod uwagę chociażby ostatnie hasła reklamowe: "zajeb... wyprzedaż" i "o kur... ka! taniej do 40 procent", to nie ma w tym nic zaskakującego i interesującego. Dlatego może zrezygnujmy z takich haseł w codziennych reklamach.