Wczorajsza wielka uroczystość była pewną formą pożegnania. Obecność dzieci podczas tego wydarzenia była dosyć ryzykowna. I tak jestem pełna podziwu, że tak dzielnie to zniosły. Nie podobało mi się istotnie - i tu zgodzę się z dziennikarzem "The Sun" - że Janet Jackson podsunęła mikrofon 11-letniej córeczce Michaela. Myślę, że było to bardzo przykre i trudne dla tej dziewczynki.
W samej formie nie widzę jedna niczego złego. Fani przyjechali po to, aby pożegnać swojego idola. Muzycznie cała uroczystość była wyważona, a nie przesadzona. To nie było jakieś "hopsasanie", ale bardzo subtelna ceremonia. Wszystkie wykonania artystów bardzo mi się podobały. Szczególnie Steviego Wondera, a także 12-letniego Shaheena Jafargholi.
Ja jednak takie pożegnanie w formie dużego koncertu z piosenkami Jacksona, podczas którego wystąpiliby przyjaciele zmarłego, artyści, zorganizowałabym jakiś tydzień czy miesiąc po pogrzebie.
Poza tym muszę przyznać, że obejrzałam wczorajszą uroczystość dwukrotnie. I naprawdę nie mam żadnych konkretnych zastrzeżeń co do całości ceremonii.