Iwona Krzyżak z Radia Merkury w rozmowie z serwisem konin.naszemiasto.pl powiedziała, że bunt dziennikarzy wynika z chorych wymagań wokalistki:

"Nie chodzi o niechęć do tej gwiazdy, ale o to, byśmy pokazali, że nie godzimy się na tego typu praktyki. Coraz częściej artyści, dbając o swój wizerunek, utrudniają nam pracę, mnożąc bezsensowne żądania".

O co poszło? Na dwa tygodnie przed rozpoczęciem uroczystości do lokalnych mediów wpłynął list od menedżerki Dody Mai Sablewskiej. Zawierał szczegółowe instrukcje co do sposobu rozmawiania z Rabczewską. Ci, którzy chcieliby spotkać się z wokalistką podczas prywatnej "audiencji" , musieliby wystąpić z pisemną prośbą do Sablewskiej. Tylko z takim dokumentem Doda przyjęłaby delikwenta. Sądzicie, że to szczyt wszystkiego? Otóż nie: list donosił także, że na owym świstku od menedżerki znajdować się będzie lista pytań do Dody. Rozmowa ma się odbywać wedug ustalonego scenariusza.

A więc stąd ta niesamowita błyskotliwość Rabczewskiej...