"Wciąż szukam domowego termometru, który zarejestruje temperaturę poniżej minus 60 stopni fahrenheita (minus 51 stopni Celsjusza). Jakieś pomysły?" - pisze ironicznie na swoim blogu Aliza Sherman Risdahland, prezentując na dowód zdjęcie z przemysłowego termometru w biurze Rezerwatu Tetlin w Tok. Wskazuje on -80 stopni fahrenheita, czyli -62,2 stopnie Celsjusza.
Aliza przeniosła się z rodziną do małej osady na Alasce ponad dwa tygodnie temu i zaczęła prowadzić bloga "Życie w Tok". Jej relacje zainteresowały amerykańską sieć radiową NPR, która przeprowadziła z nią wywiad. Aliza opisała, jak żyć, gdy za oknem jest minus 60 stopni.
"Życie w takich temperaturach może być niebezpieczne" - mówi w radiu Aliza Risdahland. "Niedawno jechałam samochodem do miasta i czułam, jak zamarza mi układ kierowniczy. Potem zaczęły zamarzać hamulce" - opowiada. "Chwilę po tym, jak powietrze skropli się na szybach auta, pokrywa je matowa warstwa lodu. Wtedy trzeba skrobać szyby od wewnątrz. W czasie jazdy" - dodaje.
p
Jak więc prowadzić w takich warunkach? "Cóż, bardzo ostrożnie. W pewnym momencie lepiej w ogóle nie próbować" - mówi Aliza. Wszystkie samochody w regionie mają wbudowane elektryczne grzejniki silnika, inaczej nikt by ich nie dał rady zapalić. Jeśli chcesz zrobić zakupy, musisz zostawić kluczyki w stacyjce i silnik na chodzie. Inaczej nie wrócisz do domu.
Aliza mieszka w Tok wraz z mężem, trzyletnią córeczką i dwoma pieskami. Jej labrador uwielbia zabawę w śniegu, ale po kilku minutach biegania traci energię i kładzie się na ziemi, więc trzeba ciągle mieć go na oku. Mniej problemu jest z pieskiem chihuahua, który nawet nie wytyka nosa na zewnątrz.
"Przenosząc się tutaj wiedzieliśmy, że będzie zimno. Ale nie spodziewaliśmy się, że będzie nam ciepło przy minus 60 stopniach (czyli minus 51 stopniach Celsjusza)" - kwituje Aliza Risdahland.