Taniec, który jest największą pasją Ewy Szabatin przyniósł jej również miłość, która od początku przysparzała jej bólu. "James był moim trenerem od chwili, gdy skończyłam 16 lat. Nie myślałam wtedy o nim jak o partnerze. Miałam zresztą chłopaka. Dopiero pięć lat temu to uczucie naprawdę wybuchło" - mówi "Faktowi" Szabatin.

Reklama

James Colin, choreograf tańca, w Anglii zostawił żonę i dwójkę dzieci. Był to wystarczający powód, żeby tancerka musiała ukrywać ten związek. Zdarzało się, że Szabatin wyjeżdżała z Warszawy, żeby spotkać się z ukochanym w sekretnym, umówionym miejscu. Był w tym dreszczyk emocji, ale to, że żyje w kłamstwie, bardzo jej ciążyło.

"O naszej miłości nie mogłam powiedzieć ani rodzinie, ani przyjaciołom. Ukrywaliśmy prawdę również przed światkiem tanecznym" - opowiada.

Pomimo stresu i napięcia widziała jednak w tej miłości coś romantycznego, ekscytującego i podniecającego. "W naszym związku nigdy nie było rutyny. Były to piękne chwile. I nigdy nie powiem, że ich żałuję" - mówi tancerka.

Po pół roku postanowili przestać udawać. Zamieszkali razem.

Reklama

"Uznaliśmy, że w ten sposób mniej skrzywdzimy osoby trzecie: żonę Colina, jego dzieci, moich rodziców, którzy nie wiedzieli, dlaczego tak się zmieniłam" - opowiada.

Ale wtedy rozpętała się burza. Za rozpad małżeństwa Jamesa otoczenie obwiniało Ewę. "Życie prywatne przeniosło się na parkiet. Sędziowie nie akceptowali naszego związku, dawali mi to odczuć, zaniżali noty. Miłość była jednak dla mnie ważniejsza" - wyznaje "Faktowi" tancerka.

Reklama

Ewa postawiła wszystko na jedną kartę. I przegrała. Colin odszedł. "Przez kilka miesięcy walczyłam o tą miłość, ale nie udało mi się. Colin uznał, że nie potrafimy już się odnaleźć i musimy się rozstać" - wyznaje szczerze.

Nadal ciepło myśli o nim i tym, co ich tak nagle połączyło.

"W ostatnim czasie mieliśmy mało czasu dla siebie. James często wyjeżdżał, rzadko się widywaliśmy. Ja jednak nie chciałam tego rozstania" - mówi ze smutkiem.

Mimo porażki Ewa nadal wierzy, że w życiu uczucia są najważniejsze. Kieruje się emocjami, sercem i intuicją. "Słucham się tylko swojej duszy. Często zapominam o rozumie i racjonalnym stąpaniu po ziemi" - dodaje.

Nie wyklucza zatem, że taka sytuacja mogłaby się powtórzyć.

"Jeśli pojawiłby się mężczyzna, który obdarzyłby mnie miłością, a miał żonę i dzieci, to nie byłoby to dla mnie przeszkodą. Najważniejsza jest wtedy chemia, która powstaje między nami" - kończy piękna Ewa.