W wywiadzie dla tygodnika "Newsweek", Hubert Urbański opowiedział o kulisach swojego rozwodu. Prezenter, który w trakcie trwania małżeństwa chętnie pozował z żoną na okładkach kolorowych gazet, opowiadając o rodzinnym szczęściu, teraz twierdzi, że dał się omamić:

Reklama

Co mogę powiedzieć na swoje usprawiedliwienie? Chyba tylko, że się chorobliwie zakochałem. I znowu banał: miłość jest ślepa. Byłem ślepy, ale na własne życzenie, nikt mnie nie oszukał. Kiedy poznałem moją byłą żonę, byłem wiele lat po rozwodzie, dzieci dorastały, żyłem sam. I kiedy myślałem, że jest dobrze tak, jak jest, nagle się zakochałem. Nigdy nie byłem religijny, ale kiedy moja była żona poprosiła o ślub kościelny, ku zdumieniu wszystkich, którzy mnie znali, powiedziałem "tak". I ożeniłem się z kobietą, która przed ołtarzem przyrzekała, że będzie ze mną na dobre i na złe, a w najtrudniejszy chyba momencie mojego życia powiedziała: "Mam tego dosyć, radź sobie sam".

Zapytany o to, czy taka postawa żony go zabolała, odparł:

To jest takie uczucie, jakby się człowiek zderzył z rozpędzonym pociągiem. A do tego złość na siebie, że się tego wcześniej nie widziało. To jest tak, jakbyś się nagle obudziła obok swojego męża, spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich kogoś obcego, takiego Hannibala Lectera. Uświadamiasz sobie wtedy z przerażeniem, że on cały czas tam był.

Reklama

Urbański żalił się także na polskie sądy, które dyskryminują ojców:

Żyjemy w kraju, w którym kobiecie wystarczy powiedzieć przed wymiarem sprawiedliwości "jestem matką" i dzieci zostają przy niej. A jak facet powie "jestem ojcem", to usłyszy "i co z tego?". Ja z tego powodu nie dostałem szansy na opiekę naprzemienną nad córkami. A przecież niewielu jest ojców, którzy wiedzą, ile mleka pije jedno dziecko, a co je drugie na kolację.

Na szczęście Urbańskiemu udało się wywalczyć prawo do opieki nad córkami:

Reklama

Wywalczyłem, że mogę spotykać się z córkami co drugie popołudnie, do wieczora, spędzamy też razem co drugi weekend. A punkt wyjścia był taki, że w ogóle nie będę miał z nimi kontaktu.

Co sądzicie o takim zachowaniu? Czy mężczyzna z klasą powinien krytykować swoją byłą żonę na lamach prasy?