"Pasja"

  • Sobota, 11 kwietnia, HBO, godz. 20.10
  • Niedziela, 12 kwietnia, HBO, godz. 20.10

p

Nowa „Pasja” w zasadzie wiernie rekonstruuje biblijną wersję ukrzyżowania Chrystusa. Pierwsza część rozpoczyna się przyjazdem Chrystusa do Jerozolimy, a kończy Ostatnią Wieczerzą, druga skupia się na pasyjnej męce i zmartwychwstaniu. Nie czyni tego jednak w często powielanej w tego rodzaju produkcjach ewangelizacyjnej konwencji dewocyjnego świętego obrazka epatującego patosem i religijną egzaltacją. Tutaj jest jednak nieco inaczej. Już sam fakt, że kluczowe wydarzenia ukazane są z trzech odmiennych perspektyw: Kajfasza, Piłata oraz apostołów pozwala uniknąć nabożnej celebracji. Sama postać Chrystusa (Joseph Mawle) również odbiega od uświęconego kanonu. Autorzy próbują Jezusa nieco uwspółcześnić, połączyć biblijny wzorzec z wizerunkiem jakiegoś posthippisowskiego, newage’owego proroka. Dość ostrożna to wprawdzie próba, bo żadnego wyjścia poza biblijną interpretację się tu nie proponuje, ale jednak Chrystus przekonuje rewolucyjnym zapałem, bardziej ludzką niż boską świadomością. Nawet w scenach, w których jego rola ogranicza się do recytowania ewangelicznych wersetów.

W żadnym jednak momencie autorzy nie wychylają nosa poza symboliczny katalog znaczeń związanych z dramatem pasyjnym. Nie idą w kierunku nadania postaci Chrystusa rysów współczesnego rewolucjonisty jak Pier Paolo Passolini w „Ewangelii według Mateusza”, nie czynią zeń idola kontrkultury jak Norman Jewison w „Jesus Christ Superstar”, nie budują dystansu między boską a ludzką stroną natury Chrystusa jak Martin Scorsese w „Ostatnim kuszeniu Chrystusa”, nie idą w kierunku symbolistycznej poezji jak Franco Zefirelli w „Jezusie z Nazaretu”, ani w kronikarską wzniosłość jak Nicholas Ray w „Królu królów”, ani rzecz jasna w drastyczność „Pasji” Mela Gibsona.

Opowieść pasyjna próbuje tutaj godzić wymiar religijny z wiernością historycznym realiom, nadawać wydarzeniom polityczne konteksty. Niezbyt może odkrywcze, ograniczające się do eksponowania rozbieżności rzymskich interesów i dążeń żydowskiego Sanchedrynu. Ale naprzemienna, dynamiczna narracja odbiega jednak od sztampowej biblijnej apokryficzności, jakoś broni się inscenizacyjnym rozmachem podobnym do tego, z jakim zrealizowany został wcześniej „Rzym”, ale także utrzymywaniem w równowadze biblijnej symboliki i przynajmniej pozorów historycznego prawdopodobieństwa.

Sama scena ukrzyżowania np. z jednej strony jak najbardziej mieści się w misteryjnej poetyce, z drugiej zaś odbiega od ikonograficznej tradycji, a zbliża się do rekonstrukcji opartej na ustaleniach historyków i archeologów, jak ukrzyżowanie mogło wyglądać naprawdę. W sumie takie wypośrodkowanie między wiernością ewangelii a próbą jej osadzenia w historycznym konkrecie się opłaciło, bo film sprawnie zrealizowany, przyzwoicie zagrany ogląda się ciekawie, co nie wyklucza ani emocjonalnego zaangażowania, ani religijnej refleksji. A, że stoją za tym wszystkim obliczenia księgowych skalkulowane tak, by strawna dla wszystkich produkcja zwróciła niemały budżet, to już zupełnie inna sprawa.

Box "Apocalypto" + "Pasja" na LITERIA.pl >