Była pani kiedyś na saksach?
Katarzyna Kawecka: Nie, nigdy.

Dlaczego więc temat emigracji zarobkowej Polaków wydał się pani bliski?

Pomysł narodził się z inspiracji moich znajomych, których część albo wyjechała za chlebem, albo właśnie z takiego zarobkowego pobytu wróciła. Ich opowieści były często bardzo rozbieżne z tym, co znałam z mediów. Bo albo czytałam, że za granicą czyhają na Polaków same niebezpieczeństwa, mafia i niewola na kształt obozów pracy, albo że jest wręcz baśniowo, bo na każdego czeka zajęcie, na którym można zbić kokosy. Musiałam to zweryfikować.

Opowiadając o znajomych na obczyźnie?
Na początku faktycznie chciałam korzystać z kontaktów znajomych. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że to może prowadzić do niezdrowych relacji, oczekiwań, że kogoś znajomego trzeba w filmie pokazać dobrze, a to niesie za sobą duże ryzyko zakłamania obrazu rzeczywistości, co podważa zasadność mojej pracy. Postanowiłam więc liczyć na siebie i kontakty, które sama nawiązałam na miejscu. Szukałam ludzi ciekawych, którzy oprócz tego, że wyjechali za granicę do pracy, to jeszcze np. mają pasję, która jest celem ich życia. Albo ludzi z przeciwnego bieguna: którzy wyjechali do pracy i poza nią nie mają nic, ich życie jest puste, bo np. za bardzo tęsknią za rodziną i nie potrafią się przystosować. Chciałam pokazać opowieści zarówno o sukcesie, jak i o porażce. O świetnie prosperującej firmie rikszowej i zagubieniu, bo np. za słabo zna się język.

Kraje wybierała pani według jakiegoś klucza?
Ze względu na liczebność polskiej emigracji na Wyspach Brytyjskich zdecydowałam się poświęcić jej niemal 50 proc. całej opowieści. Choć osobiście najbardziej fascynują mnie historie Polaków w innych krajach. Właśnie szykuję się do wyprawy na Islandię.

Które ze spotkań z bohaterami Wyjechanych zrobiło na pani największe wrażenie?
Bardzo dobrze wspominam genialną rodzinkę z czwórką dzieci i z piątym w drodze. Pracujący mąż, ona w domu z dziećmi, w przerwach wymykająca się na zajęcia do college’u. Na brytyjskiej ziemi udało im się stworzyć małą Polskę, nie zmienili się wcale od wyjazdu, nie przewróclili swojego życia do góry nogami. Przed posiłkiem odmawiają wspólnie pacierz. Mama uczy dzieci w domu polskiej historii i geografii. Na obiad jest schabowy z ziemniakami. Inne jest tylko ich otoczenie. To rzadkie. Mnóstwo ludzi do których dotarłam za wszelką cenę chciało zapomnieć, skąd pochodzą.

Polacy wstydzą się tego, co robią za granicą?
Bardzo często. Wstydzą się, że pracują w przetwórniach rybnych na Islandii. Wstydzą się, że mając pielęgniarskie wykształcenie pracują jako sprzątaczki. Albo ze stopniem uniwersyteckim lądują na budowie albo na zmywaku i muszą się słuchać Angola z podstawowym wykształceniem. Albo zbierają złom i żywią się w jadłodajni. To nie jest to, czym chcieliby się pochwalić rodzinie i znajomym. I często na ich użytek mają jakąś inną, lepszą wersję wydarzeń.














Reklama


Wyjechani, TVP 2, godz. 17.25