Barbara Sowa: "Barwy szczęścia" to klon hitu "M jak miłość"?

Ilona Łepkowska: Udało nam się zrobić coś, co widzowie tamtego serialu powinni zaakceptować. Ale "Barwy..." to nie jest kolejne "M jak miłość" ani w formie, ani w treści. Ten serial jest nowocześniejszy, porusza się w klimacie miejskim i nie opiera się na historii jednej, ale kilku rodzin.



Czy to znaczy że "M jak miłość" nie zniknie z ekranu?

"M jak miłość" to najbardziej populana pozycja telewizyjna i tylko kompletny idiota zdecydowałby się ją zdjąć. A "Barwy..." mają być uzupełnieniem wieczornego pasma w TVP 2. Czyli od miłości do szczęścia.



Polsat w czwartki od początku września nadaje "Tylko miłość".

Serial Polsatu jest oparty na chilijskim formacie. A Polska to nie Chile. Nigdy nie pozwoliłabym, żeby główny bohater, samotny ojciec, już w pierwszym odcinku znalazł się w łóżku z kobietą i został nakryty przez córkę. To "brudzi" bohatera. U nas nie ma kultu macho, tylko kult matki Polki. Ja znam swoich widzów i "Barwy..." sobie poradzą, bo pokazują inny obraz świata.



Świata, gdzie główni bohaterowie to dwójka świeżo upieczonych studentów, którzy mimo że są parą od gimnazjum, żyją w czystości? Czy to nie jest fałszowanie rzeczywistości?

Takich par jest więcej, niż się nam wydaje. Świat jest bardziej urozmaicony niż ten, który sprzedają nam media. Może się starzeję, ale gdy biorę do ręki kobiece pismo i czytam siedmiostronicowy artykuł o tym, jak najlepiej osiągnąć orgazm, to ręce mi opadają. Rzeczywistość nie jest różowa, ale trzeba być odpowiedzialnym za to, co się pokazuje o godzinie 20. Serial będą oglądać różni ludzie, także dzieci.



Czyli tworzy pani kolejną bajkę?

Nie chcę zadręczać widzów obrazem nasyconym negatywnymi emocjami, a jeśli rozmawiamy o bajkach, to wolę te napisane przez Andersena niż braci Grimm, gdzie dziewczynki obcinają paluszki siostrze tylko po to, by wcisnąć jej na nogę za mały pantofelek. U mnie nie ma obcinania paluszków, co nie znaczy, że każdy but pasuje na każdą nogę. Świat serialowy musi być jednak trochę ładniejszy od naszego, bo widzowie tego oczekują.



Czyli nie pokaże też pani innych problemów, jak aborcja czy homoseksualizm?

Ja nie uciekam od poważnych problemów, stworzyłam już bohatera biseksualistę, w "M jak miłość" był gej, w "Klanie" zagrało dziecko z zespołem Downa. Ale jest pewna różnica. Nie chcę, by bohaterka mojego serialu szła na zabieg jak do kosmetyczki. To sprzeczne z moimi zasadami. I takich bohaterów nie powołam do życia.



Nie jest już pani znudzona pisaniem tasiemców?

Gdybym była znudzona, nie brałabym się za nowy projekt. Zastanawiam się też razem z Wojtkiem Niżyńskim nad scenariuszem historycznej sagi rodzinnej, o ratowaniu Żydów w czasie wojny i organizacji "Żegota".



Dlaczego wybrała pani "Dwójkę", nadawcy komercyjni pewnie zaoferowaliby więcej pieniędzy, promocji...

Oni mnie denerwują ze względu na przerwy reklamowe. Gdy w środku precyzyjnie przeprowadzonego łańcucha emocji nagle robi się cięcie i pokazuje podpaski i czekoladki, to mnie jako twórcę potwornie to boli.






Ilona Łepkowska, najpopularniejsza w Polsce autorka scenariuszy telewizyjnych, ma na koncie m.in. "Klan", "Na dobre i na złe" oraz "M jak miłość"


















































Reklama