"Ja nawet nie wiem, co ja powiedziałam. Ja nie zrozumiałam tego, co powiedziałam. W tym materiale zostało wyłapane to, czego nie miałam na myśli" - tak jedna z uczestniczek "Big Brothera 4.1", która wypaplała, na kogo nie głosowała podczas nominacji mających wyeliminować innych uczestników z chatki Wielkiego Brata, próbowała usprawiedliwiać swój lapsus przed towarzyszami niedoli i widzami. Udzielania takich informacji oficjalnie zabrania regulamin programu.

Ostatecznie więc Wielki Brat zdecydował, że dziewczyna ma opuścić dom. A jeśli zastosowałby kryterium umiejętności posługiwania się językiem polskim, to za opaloną do granic możliwości brunetką za jednym zamachem powinni wylecieć wszyscy uczestnicy. Bo "gwiazdeczki solar tyłeczki" (tak o sobie mówią uczestniczki programu) i ich średnio rozgarnięci koledzy ("Fajkę mi się chce i browara. A najchętniej to bym drina jakiegoś mocniejszego walnął" - mówią bez ogródek) po raz pierwszy od czasu pierwszej polskiej edycji, która ruszyła w marcu 2001 roku są jakby odciśnięci od jednej sztancy. Dziewczyny mają długie włosy, tipsy, wieczorowy makijaż i spalone na solarium ciało, które chętnie eksponują. Mężczyźni to albo typ osiedlowego cwaniaczka, albo super wrażliwego młodziana o opierścienionych dłoniach.

A wszystkich łączy niewytłumaczalna miłość do stękania, mlaskania i innych głośnych sapnięć sugerujących groźną niewydolność układu oddechowego. Oraz spania do południa i wygłaszania farmazonów rodem z tabloidów i kolorowych poradników. Oglądając nową edycję reality show możemy też dowiedzieć się, że koń z rogiem to nosorożec, a z różowym koniem fajnie by było spać. Kto to wytrzymuje? - "Big Brother" to plebejski show, który ma wąską, ale wierną widownię - przekonuje medioznawca Maciej Mrozowski. - Jest też nowa grupa fanów, którzy teraz dorośli i nie mieli szansy załapać się na poprzednie edycje - dodaje. Czy na wzór tych właśnie młodych ludzi wybrano w castingach skład "Big Brothera 4.1"?

Wcześniej wśród uczestników programu mieliśmy spory społeczny przekrój. Strażnik miejski, rolnik, spec od reklamy, księgowa, fotograf, modelka - reprezentanci tak różnych środowisk prezentowali też skrajnie odmienne cechy osobowości konieczne do zaistnienia społecznej gry i nawiązania intryg. Nowi bigbrotherowcy są jak ameby - nijacy i bez właściwości.

Od początku kariery "Big Brothera" (pierwsza holenderska edycja ruszyła w 1999 roku) nadrzędną motywacją uczestników programu wydaje się chęć bycia zauważonym. Chcą poczuć, że innych obchodzi, co jedzą na obiad, jakich kosmetyków używają i w jakiej pozycji biorą prysznic. Proszę tylko zwrócić uwagę,że dziewczyny, które wiedzą, że są podglądane przez kamery, biorą prysznic wdzięcznie uginając nóżkę i namydlają piersi tak kompulsywnym gestem, jakby od tego zależało ich życie albo nawet losy całej planety.

Bo w nowej wersji "Big Brothera" widać wyraźnie, że wszyscy pojęli już reguły medialnej gry. A przynajmniej wydaje im się, że wiedzą, jak można wygrać. "W programie biorą udział ludzie młodzi, o lichym wykształceniu, bez specjalnych talentów. W ich przekonaniu ciało i wyzwalanie się z wszelkich konwenansów to droga do zaistnienia" - tłumaczy Maciej Mrozowski.

"Big Brother 4.1" miał być lokomotywą jesiennej ramówki Czwórki. Powracający do polskiej telewizji po pięciu latach przerwy format (wcześniej trzykrotnie emitowany w TVN) przechodzi tym razem niemal niezauważenie. Pierwszy odcinek śledziło 1,2 mln widzów, podczas gdy poprzednie edycje co tydzień ściągały przed telewizory ponad 4,5 miliona ludzi. "To format, który się już kompletnie zużył" - przekonuje Mrozowski. - "Bo Big Brother jest jak dowcip. Można go opowiedzieć raz, dwa, ale za trzecim razem już nie będzie śmieszył".











Reklama