Do śmiertelnego wypadku doszło 22 grudnia około godz. 16.30 w miejscowości Siedliszcze na drodze krajowej nr 12 Piaski - Chełm. Marek Pyda, 35-letni syn Zbigniewa, szedł poboczem drogi, kiedy został potrącony przez autobus. Kierowca pojazdu zauważył mężczyznę w ostatniej chwili i nie zdołał wyhamować. Młody Pyda zginął na miejscu.
- A jeszcze w ten piątek przyszedł do mnie do domu i mówiłem mu, żeby nigdzie nie chodził, żeby został z rodzeństwem. Przypomniałem mu o rekolekcjach - wyznaje Zbigniew Pyda w rozmowie z „Super Expressem”.
Okazuje się, że ojciec w ostatnim czasie nie miał najlepszych relacji z synem. Chciał, żeby ten się ustatkował, założył rodzinę, ale on miał inne plany na życie. - Często ważniejsi byli znajomi i imprezy, ale wierzyłem, że się zmieni i bardzo, bardzo go kochałem - mówi Zbigniew Pyda.
Rolnik o wypadku dowiedział się od sąsiadów. Natychmiast wsiadł w samochód i pojechał na miejsce zdarzenia. Tam to właśnie on musiał jako pierwszy potwierdzić policjantom, że nieżyjący chłopak to jego syn. Marek w chwili wypadku nie miał bowiem przy sobie dokumentów. - Straszna chwila. Mam nadzieję, że jego odejście będzie przestrogą dla innych. Całe życie stało przed nim otworem, jeszcze mógł tyle zrobić. Nigdy nie jest za późno na zmiany - dzieli się refleksją ojciec.
W tych ciężkich dniach Pyda senior może jednak liczyć na wsparcie pozostałych dzieci - 26-letniego Krzysztofa i 29-letniej Beaty. - Tak mi się to życie ułożyło, że to ojciec chowa syna, a nie syn jego, ale przyjmuję to z pokorą, bo wiem, że nie ja o tym decyduję. Tak widocznie w Górze było to zapisane - wyznaje Zbigniew Pyda. - Szczęśliwy jestem, jak biorę na ręce moje wnuki. Dwa miesiące temu narodził się trzeci chłopak - synek mojego młodszego syna Krzysztofa i jego żony Jagody, a w maju mieliśmy narodziny syna mojej córki - Beatki. Nie jestem sam i to jest najważniejsze - podsumowuje.