Marcin Wójcik z kabaretu "Ani Mru Mru" tłumaczy "Newsweekowi", że chętnie występuje w programach, które kpią z nowych władz kraju. Drażni bowiem go to, co robią politycy PiS. To się w pewnym momencie robi propaganda rodem z Korei Północnej - ostro mówi artysta. Jeżeli wychodzi premier polskiego rządu, a cała hala gwiżdże, a potem próbuje się wmówić ludziom, że to Niemcy gwizdali, to przypominają mi się czasy, kiedy Breżniewa podtrzymywano na trybunie i mówiono, że jest zdrowy, a on tak naprawdę ledwo żył. Ludziom wmawiali, że przed chwilą jeździł konno i jest zmęczony. Absurd - ocenia. Wyjaśnia, że stąd właśnie reakcja zarówno profesjonalnych kabareciarzy, jak też zwykłych ludzi w sieci. Żyjemy w XXI wieku. Przy tym przepływie informacji i próbie robienia z Polaków głupszych, niż są, no to musi być jakaś reakcja. Często jest to śmiech, a potem jest to śmiech przez łzy, że to się dzieje naprawdę - mówi.

Reklama

Wójcik twierdzi też, że jego program ocenzurowano. Opowiada o skeczu "Gwiezdne wojny według PiS", w którym porównywał Jarosława Kaczyńskiego do Imperatora. Gdy program emitowano, zdarzyło się coś dziwnego. W oryginale, na scenie Marcin Wójcik mówił: Witam na dorocznym balu Prawa i Sprawiedliwości pod hasłem: przebudzenie mocy. Okazało się jednak, że podczas emisji skeczu na antenie TVP, słowa "Prawo i Sprawiedliwość" wycięto.

Problemów z cenzurą nie miał za to Kabaret pod Wyrwigroszem po swojej piosence o Krystynie Pawłowicz. Jej wykonawca, Maurycy Polaski, nie boi się, że zniknie z anteny. Robienie kabaretu w przykucu i z wyłupiastymi oczami mija się z celem. A mówiąc serio, przypuszczam, że TVP jest za bardzo zajęta wyrzucaniem dziennikarzy z pracy i douczaniem nowych, żeby nakładała na nas embargo z powodu prostej piosenki o miłości - podsumowuje.