W rozmowie z "Faktem" Stanisława Ryster zdradza, iż otrzymała już ofertę powrotu do "Wielkiej gry". Prezenterka jest jednak sceptyczna wobec tego pomysłu, ponieważ uważa, że w krótkim czasie nie da się zrobić dobrego teleturnieju wiedzowego, a ona nie chce firmować swoją twarzą bylejakości:
Nad tym, by „Wielka gra” miała ręce i nogi, trzeba by ciężko pracować przez rok. Jeśli natomiast miałaby wyglądać tak, jak większość programów obecnie, to ja wysiadam. Nie chcę bylejakości! A wszystko wskazuje na to, że oni chcą przywrócić program rach-ciach i już. A skąd na przykład wzięliby teraz na szybko zawodników? Trzeba też wymyślić tematy, znaleźć ekspertów i je usystematyzować. Same tematy to było 480 teczek! No i jeszcze jedna sprawa. Moją redakcją macierzystą była redakcja teleturniejów, która jest dziś redakcją rozrywki i ma tę samą szefową. Ona mi mówiła: „Stasiu, odmłódź trochę publiczność. Za dużo starych ludzi przychodzi!” Jakbyśmy się teraz dogadały? Przecież jej słowa były absolutną nieprawdą. Zresztą wystarczy obejrzeć powtórki, które lecą co tydzień w TVP Historia i się przekonać.
Ryster wspomina także, jak przed 10 laty podziękowano jej za współpracę:
Zabolało mnie, gdy mi powiedzieli w 2006, że program był nieoglądalny, a publiczność za stara. Słyszałam, że to program „komuchowski”. (...) Czy to nie jest dziwne, że wtedy teleturniej niby był nieoglądany, a teraz to nikomu nie przeszkadza? Tym sposobem widać, jaka „mądra” była decyzja o jego ściągnięciu z anteny...
Gospodyni "Wielkiej gry" ma duże wątpliwości co do tego, że Telewizji Polskiej uda się wyprodukować teleturniej na wysokim poziomie:
Tacy byli mądrzy i mnie zdjęli z wizji, to niech teraz zrobią dobry nowy teleturniej wiedzowy, a nie kolejny tani, dziadowski program, gdzie jest blichtr i poklepywanie po ramionach. Mnie się pewne rzeczy nie podobają i swoich poglądów nie zmienię. Uważam na przykład, że zawodnik i prowadzący program nie mogą być ze sobą na „ty”. To budzi jakieś podejrzenia.