Anna Sobańda: W tym roku mija 15 lat od kiedy „Rozmowy w toku” wystartowały na antenie TVN. W tym czasie odbyła pani setki, jeśli nie tysiące rozmów. Skąd czerpie pani pomysły na kolejne tematy?

Ewa Drzyzga: Nasze wewnętrzne statystyki mówią, że tych rozmów w programie było już 20 tysięcy. Ale życie wciąż przynosi kolejne tematy. Inspiracją mogą być chociażby nasi koledzy po fachu, którzy produkują program „Top Model”, a my pokazujemy modelki, które nie miałyby szans się w tym programie znaleźć. Z takim tematem startujemy 1 września. Przyjechała do nas Melanie Gaydos, modelka cierpiąca na chorobę zwaną dysplazją ektodermalną, która bardzo zniekształciła jej wygląd. To będzie niesamowita opowieść o dziewczynie, która przez długi czas poszukiwała siebie, a teraz jest modelką, choć jej wygląd przeczy ideałom piękna. W tym odcinku pojawią się też inne dziewczyny, które wykorzystują jako atut swojej urody coś, co dla niektórych byłoby powodem do kompleksów. Więc chociażby w takich tematach szukamy inspiracji. Chcemy pokazać życie takim, jakie ono jest naprawdę. A ponieważ wciąż rodzą się nowi ludzie i oni mają swoje emocje, to zapewniam że tych tematów na pewno nam nie zabraknie. Wystarczy przejść ulicą, patrzeć na ludzi i słuchać ich. Trzeba być dziennikarzem, ja tak się czuję i tak traktuję mój zespół, jako dziennikarzy, którzy powinni mieć oczy dookoła głowy.

Reklama

Ale czy po tylu latach i tylu przeprowadzonych przed kamerą rozmowach, można się nadal angażować w te ludzkie?

Jeżeli chodzi o moje zaangażowanie, to ono jest zawsze, bo ja po prostu wchodzę w tego człowieka. On opowiada mi moją i historię i ja razem z nim ją przeżywam. Ważne jest jednak, by z tą historią, dla mnie szalenie frapującą, przedostać się w powodzi wszystkiego, co bardzo szybko płynie, mam tu na myśli głównie Internet. Ci młodzi, którzy są wychowani głównie na obrazku, który się rusza i bardzo szybko zmienia, mają inną koncentrację i my musimy o tym pamiętać. Żeby z tą prawdą, którą chcemy przekazać i z tymi emocjami drugiego człowieka, dotrzeć do coraz większej liczby ludzi.

Reklama

Czy "Rozmowy w toku" przechodzą jakieś przeobrażenia?

Oczywiście. Mamy na przykład ćwiczenia terapeutyczne. Bardzo się ekscytuję, kiedy o tym myślę, bo to jest bardzo duży wysiłek dla całego zespołu, który zaczyna być taką ekipą do zadań specjalnych. Muszą na przykład zorganizować wyjazd dla ekipy, która rzuca palenie. Trzeba wiec znaleźć miejsce, zorganizować terapię, zajęcia warsztatowe. Tak więc nasz zespół musi umieć zrobić wszystko, trochę jak ekipa harcerska (śmiech)

Ekipa harcerska potrzebuje chyba jednak wsparcia specjalistów.

Oczywiście, za tę część merytoryczną odpowiadają psychologowie, specjaliści i terapeuci. Oni nam mówią, jakie potrzebują środki, by te ćwiczenia terapeutyczne zadziałały. To są takie wyjazdy, na które zabieramy gości, żeby zmierzyli się z jakąś swoją bolączką. Wcześniej robiliśmy kilka takich programów, ale zawsze w ramach studia. Nasz psycholog działał z gośćmi w czasie programu, a teraz wychodzimy dalej, na zewnątrz.

Czyli program ewoluuje, od zwykłych rozmów, po terapie grupowe na wyjeździe.

Reklama

Tak, jak ostatnio sobie przypominałam początki, to wyglądało to tak, że przychodziła osoba, najczęściej w pojedynkę, potem dochodziła następna, opowiadała swoją historię. Siedzieliśmy wszyscy w niedużym gronie, w którym dyskutowaliśmy o problemie, który dotykał kilku osób. Dzisiaj taka formuła prawdopodobnie nie byłaby atrakcyjna dla widza, tak więc my też musimy się zmieniać.

Wraz z wydawnictwem Znak postanowiłam zebrać to wszystko, co się w moim życiu wydarzyło przez te „Rozmowy w toku” przez te 15 lat i powstaje coś na kształt książki. Myślę, że będzie to wydarzenie dla tych, którzy zasiedli kiedyś w moim studiu, może przypomną sobie tę atmosferę. Myślę, że to nie będzie taka zwykła książka, ona będzie żyła własnym życiem, tak jak rozmowy wciąż żyją, dzięki moim gościom.

Te 15 lat temu, kiedy program startował, podejście ludzi do telewizji było zupełnie inne. Wówczas pojawienie się przed kamerami było wielkim wydarzeniem. Dziś przestało to być atrakcją, dlatego zastanawiam się, czy obecnie trudniej jest nakłonić gości na udział w programie?

Myślę, że ten program po pierwsze nigdy nie polegał na nakłanianiu ludzi, by do niego przychodzili. Oczywiście jest jakiś procent osób, które chcą się pokazać, ale większość ludzi przychodzi dlatego, że po prosu chcą porozmawiać. Wydaje mi się więc, że mniej otwarci byliśmy na rozmowy kiedyś, niż jesteśmy dzisiaj. Dzisiaj ludzie są przyzwyczajeni do tego, że sami sobie robią filmiki, sami o sobie mówią wszędzie, co chwilę zdają relacje ze swojego życia, choć oczywiście nie jest to ta sama relacja, o której mówmy w programie. Jeśli chodzi więc o otwartość i reakcje ludzi na widowni, to jest ona obecnie bardziej spontaniczna, ludzie się mniej krępują nazwać rzeczy po imieniu niż kiedyś. Dawniej goście częściej chcieli występować incognito, prosili o zmianę imienia. Postanowiliśmy już więcej tego nie robić, bo zbyt wiele jest seriali pisanych, w których można opowiedzieć te historie, nie pokazując twarzy tej osoby. U nas jednak dbamy o to, żeby rozmówca był prawdziwy i pokazując swoją twarz, bez zbędnych stylizacji, mógł opowiedzieć o tym, co go dotyczy. Więc najczęściej są to osoby już gotowe, żeby rozmawiać. Myślę więc, że jesteśmy dziś bardziej otwarci.

A jak skomentuje pani doniesienia, które pojawiają się co jakiś czas w mediach, sugerujące że niektóre z historii w „Rozmowach w toku” są sztucznie wykreowane.

Nie ma takiej potrzeby, naprawdę. Kreacji jest bardzo dużo na naszej antenie. Wszystkie rzeczy dookoła naszego programu są napisane, na przykład „Szkoła” czy „Szpital”. Tam ekipy głowią się, jak to napisać i często zdarza się, ze wykorzystują nasze historie. Bo życie pisze przecież bardziej zaskakujące historie, niż ci, którzy wymyślają je w zaciszu swojego biurka. Więc my czasami skracamy swoje historie, albo mówimy gościom, aby opowiedzieli tylko fragment ze swojego życia, bo jakby opowiedzieli wszystko, to nikt by nie uwierzył, że to im się przytrafiło naprawdę. Są na przykład goście, którzy przychodzą do nas kilka razy w różnych odsłonach, bo okazuje się, że oprócz tego, że jakiś mężczyzna opowiedział o swoim konflikcie z żoną, to teraz ma konflikt z dzieckiem. Tak wiec naprawdę, nie ma potrzeby, byśmy jakiekolwiek historie kreowali.

Czyli aktorów udających kogoś innego w „Rozmowach w toku” również nie ma?

Nie, nie i jeszcze raz nie. Gdyby tak było, to byłby to zupełnie inny program. Właśnie o to chodzi, żeby on był taki, jaki jest. Nie ma potrzeby udawania.

W czym pani zdaniem tkwi sukces „Rozmów w toku”, które od 15 lat są jednym z najpopularniejszych talk show w Polsce?

Kluczem do tego sukcesu są właśnie ci normalni, prawdziwi ludzie i ich autentyczne przeżycia. Każdy chce się dowiedzieć, jak to jest, jak on sobie poradził, bo może mnie też to spotkało, albo kogoś z rodziny, a może sąsiada. I to jest autentyczna emocja. O ile nam, przy produkcji i montażu uda się nie zafałszować tej emocji, choćby niechcący, to mamy ten sukces. Dlatego ja jestem wdzięczna swoim gościom, bo dzięki nim jesteśmy.

Ewa Drzyzga - polska dziennikarka radiowa i telewizyjna. Od 15 lat gospodyni talk show "Rozmowy w toku", emitowanego w telewizji TVN.