Dziennikarka na łamach portalu wirtualnemedia.pl stwierdziła, że jej zdaniem w "Małych Gigantach" panuje zbyt ostra rywalizacja, skutkiem czego przegrane dzieci przeżywają silny zawód:
Fajne, bardzo zdolne dzieciaki, atmosfera miłej i rodzinnej zabawy. Kłopot zaczyna się gdy dzieci w parach stają przed obliczem jurorów. Cała trójka odnosi się do dzieci z sympatią i szacunkiem, ale koniec końców musi paść ocena i werdykt - ty jesteś lepszy, ty gorszy i wracasz do domu. Za ostra rywalizacja i zbyt kategoryczny jej finał jak na tak małych ludzi. Rozumiem, że ta recepta sprawdzała się w dziesiątkach innych talent-shows, ale w przypadku programu z udziałem dzieci powinna jednak ulec znacznej modyfikacji.
Zdaniem Hanny Lis problemem jest także zestawianie ze sobą zupełnie różnych talentów, przez co uczestnicy o mniej widowiskowych umiejętnościach są z góry skazani na niepowodzenie:
Kolejny problem to wrzucanie do jednego worka diametralnie różnych talentów. Po co stawiać obok siebie pięknie śpiewającą dziewczynkę i chłopca, który fantastycznie potrafi liczyć? Jak to ocenić? Nie ma takiej skali, która byłaby w stanie porównać zdolności matematyczne i wokalne. Scena to nie miejsce na całki i rachunek prawdopodobieństwa, z góry więc wiadomo, że mały matematyczny geniusz nie ma najmniejszych szans w starciu z małą śpiewaczką. Ustawianie takich pojedynków wydaje mi się więc mocno nieuczciwe.
>>>Czytaj także: "Mali Giganci" lepsi od "Celebrity Splash". Show TVN wygrało z nowością Polsatu