Tegoroczny udział Polski w Eurowizji to powrót po 2 latach przerwy i wielu wcześniejszych, dość bolesnych porażkach naszych reprezentantów. Być może z tego też powodu, w występie Donatana i Cleo, pokładane są tak duże nadzieje na odwrócenie tej panującej od dawna złej passy. Okazuje się jednak, że sami artyści podchodzą do konkursu z dużą rezerwą i nie nastawiają się na sukces:

Reklama

Ludzie nie rozumieją, że w konkursie eurowizyjnym nie chodzi o to, że kawałek jest fajny i wszyscy na niego nagle głosują. Tu jest bardzo dużo polityki, bardzo dużo faworyzowania się przez kraje nawzajem. Wiadomo, że Skandynawia głosuje na siebie, Hiszpania głosuje na Portugalię, Portugalia na Hiszpanię, Bałkany na siebie nawzajem. To jest niezwiązane z muzyką. Muzyki tutaj, tak naprawdę, jest niedużo (...) W Polsce jest taka tendencja, że ludzie się podniecają, a jak przychodzi co do czego, to nadzieje są jak krew w piach. Ja ludziom wprost mówię, że nie ma co się napalać, nie ma co tego przeżywać, trzeba po prostu traktować to luźno, tak jak my traktujemy - powiedział w rozmowie z Interią Donatan.

Autor hitu "My Słowianie" zdradził także, że na Eurowizji w grę wchodzą układy, kontakty i wysokie budżety, którymi polscy reprezentanci nie dysponują:

Ludzie kupują jakieś odrzuty od producenta Celine Dion czy od Timbalanda, ktoś jest czyjąś córką, ktoś kogoś forsuje, promuje, pracuje przy tym 10 menedżerów... My nawet nie mamy menedżera, mamy tylko człowieka od koncertów. Jesteśmy z zupełnie innej bajki. Dla nas to jest dziwne i trochę przykre. Czy jesteśmy obok? Na pewno pływamy w tym gównie i chyba robimy to dobrze.

Miejmy nadzieję, że sceptycyzm Donatana nie znajdzie potwierdzenia w rzeczywistości. Trzymamy kciuki za polskich reprezentantów i przypominamy, że ich występ będzie można obejrzeć już dzisiaj o 21.00 w TVP1.