Dziennik.pl: Jakie są Pani wrażenia po pierwszym sezonie współpracy ze stacją TVN?

Agnieszka Szulim: Jestem już trochę bardziej wyluzowana, bo się udało, mamy drugi sezon i to jest sukces. Startowaliśmy z programem ze świadomością, że jak się sprawdzi, to będzie dobrze, a jak się nie sprawdzi, to może będę musiała poszukać nowej pracy. Ale tak się nie stało, jestem bardzo zadowolona i gotowa na nowy sezon.

Reklama

Pracę dla TVN-u rozpoczęła Pani zaraz po rozstaniu z Telewizją Polską. Jakie różnice zauważa Pani pomiędzy swoim byłym i obecnym pracodawcą?

Mam wrażenie, że w telewizji komercyjnej jest trochę łatwiej, zasady, według których działamy są jasne, w telewizji publicznej tak nie jest. To wynika przede wszystkim z przerostu zatrudnienia. To także kwestia rozproszenia ośrodków decyzyjnych. Zarówno w TVN, jaki i TVN Style, gdzie prowadzę "Stylowy magazyn", nad sobą mam producenta, a nad producentem szefa anteny. To jest bardzo prosta linia komunikacji. W TVP natomiast jest to dużo bardziej skomplikowane, a to utrudnia pracę. Za to i w jednej, i w drugiej telewizji można spotkać fantastycznych ludzi. Bardzo dobrze wspominam te 7 lat, które spędziłam w TVP.

Reklama

Czyli nie żałuje Pani przejścia z Telewizji Polskiej do TVN-u?

Szczerze mówiąc, ja nigdy nie żałują swoich życiowych decyzji i zmian, które się dzieją w moim życiu. Mam wrażenie, że każda z tych zawodowych zmian była zmianą na lepsze. W pewnym momencie po prostu coś się kończy. Czujemy, że aby iść dalej i się rozwijać, musimy zrobić jakiś kolejny krok. I u mnie tak było. Nie będę narzekała na żadną ze swoich prac, bo przeżyłam cudowne chwile i dostałam wspaniałą szansę w TVP1, gdzie byłam przez 5 lat i bardzo wiele się tam nauczyłam. Później byłam w Dwójce, gdzie spędziłam 2 lata i też dostałam ogromną szansę, i było świetnie. Oczywiście, że wszędzie jest raz lepiej, raz gorzej, ale ja ogólnie czuję się przez życie dopieszczona zawodowo i nie mam prawa narzekać.

Czy po programie "Na językach" ma Pani wrogów w show biznesie?

Reklama

Tak naprawdę, to nie wiem. Jeżeli docierają do mnie jakieś sygnały oburzenia, to są bardzo sporadyczne. Nie mam z tymi osobami zbyt wiele do czynienia, więc niespecjalnie mnie to dotyka i niespecjalnie się tym przejmuję. Mam też wrażenie, że nasz program jest trochę demonizowany. Wszyscy mają nas za gorszych niż naprawdę jesteśmy. A my przecież bardzo często jesteśmy zwyczajnie sympatyczni. Chwalimy, pokazujemy ciekawe rzeczy. Owszem, szczypiemy, jak się ktoś podłoży, bo dlaczego nie, ale na pewno nie jesteśmy gorsi niż chociażby internetowe portale o show biznesie.

Doda też nie ma już do Pani pretensji? Jakiś czas temu, po jednym z odcinków, groziła przecież pozwem sądowym.

Tak, Doda miała chyba dużo pretensji, bo i o operacje plastyczne, i o siostrę. Dla nas ta afera nie skończyła się niczym. Doda chciała pozywać chyba chirurga plastycznego, który powiedział, że miała operację nosa. Nie słyszałam jednak, żeby taki pozew faktycznie trafił do sądu. Zawsze warto wykorzystać okazję, by zrobić trochę szumu wokół siebie. Nie wiem, nie mam kontaktu z Dodą. Widziałyśmy się na Telekamerach i to nie była miła rozmowa.

Budzi Pani popłoch na imprezach show biznesowych przez swój program?

Po pierwsze prawie nie pojawiam się na tych imprezach. Trochę świadomie, bo chyba byłoby tego za dużo. Po drugie, nie zdarzyło mi się jeszcze, a nagrywałam parę materiałów na imprezach, żeby ktoś odmówił mi wypowiedzi do kamery. To się czasem zdarza naszym reporterom, w końcu bywają na tych imprezach częściej niż ja, ale też bez przesady. Wszyscy chętnie współpracują i rozmawiają.

Jaka plotka w minionym sezonie, Pani zdaniem, narobiła najwięcej zamieszania w show biznesie?

Mnie bardzo zainteresowała sprawa Wojciecha Fibaka, chociaż nie wiem, czy powinniśmy to traktować w kategoriach plotki. A może właśnie tak. Ciekawe jest to, co w ogóle dzieje się z tygodnikiem "Wprost", który wczuł się w rolę kata nad różnymi osobami ze świata show biznesu i nie tylko. Myślę, że to jest takie znamienne i patrzę na to z dużą uwagą. Przyznam szczerze, że co poniedziałek z ciekawością sprawdzam, kto tym razem oberwie po głowie od "Wprost" za nic. Bo często to są artykuły tak naprawdę oparte na jakichś drobiazgach, za to rozdmuchane do niebywałej skali. Moim zdaniem to niepokojące zjawisko.

Czyli w tej aferze Wojciecha Fibaka staje Pani po stronie osób krytykujących magazyn "Wprost"?

Chyba tak, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że to był lincz. Wojciech Fibak to jedno, ale była jeszcze Magda Gessler, czy Dorota Zawadzka, która była ostatnio na okładce. Ja mam wrażenie, że to są na siłę pompowane afery, polowanie na czarownice. Ten skandal z Wojtkiem Fibakiem mimo wszystko też był napompowany. Cała otoczka i dekoracja były bardzo efektowne, ale na dobrą sprawę, gdyby tam pogrzebać, to nie do końca rozumiem, o co chodziło? Prokuratura się tym nie zajęła. Oczywiście, że można zwiększyć sprzedaż na jakimś znanym nazwisku, ale widzę, że to przeszło w nawyk, jest to jakaś nowa polityka tygodnika "Wprost", żeby wszystkich bić po głowach. Trochę się dziwię, bo lubię Sylwestra Latkowskiego.

Czy od czasu programu "Na językach" czuje Pani większe zainteresowanie mediów swoim życiem prywatnym?

Nie ukrywam, że czuję. Ponieważ zaś sama prowadzę taki program, w którym trochę grzebiemy ludziom w prywatnym życiu, to chyba nie mam prawa narzekać na to, co dzieje się dokoła mojej osoby nawet jeśli mi to nie pasuje. Jak większość z nas wolałabym te prywatne sprawy zachować dla siebie, ale widzę, że będzie to trudne. W tej sytuacji spokojnie poczekam, aż to zamieszanie minie.

Zatem życzę cierpliwości i dziękuję za rozmowę

Dziękuję

Agnieszka Szulim - polska dziennikarka i prezenterka telewizyjna. Przez 8 lat była związana z Telewizją Polską, gdzie prowadziła miedzy innymi poranną audycję "Pytanie na śniadanie" i pełniła rolę gospodyni show "Bitwa na głosy". Z końcem minionego roku rozstała się z TVP i rozpoczęła współpracę z telewizją TVN. Obecnie prowadzi na jej antenie plotkarski program "Na językach", w TVN Style zaś emitowana jest jej audycja "Stylowy magazyn".