Największą popularność przyniosła mu "Brzydula", później była główna rola w "Prosto w serce". W między czasie Filip Bobek przewiną się przez plany takich produkcji, jak "Barwy szczęścia", "Magda M.", "Na dobre i na złe", "Pensjonat pod różą", "Hotel 52" czy "Na Wspólnej". I choć na swoim koncie ma również role w filmach, takich, jak "Weekend" Cezarego Pazury, "Sala samobójców" czy "80 milionów", to bez wątpienia serialom właśnie zawdzięcza swój obecny status gwiazdy.
Jednak w wywiadzie udzielonym magazynowi "Gala", Filip Bobek wyznał, że bardzo nisko ceni polskie produkcje i nie znosi, kiedy nazywa się go aktorem serialowym:
Nie lubię określenia aktor serialowy. W Stanach nie miałbym nic przeciwko temu. Widziałaś amerykańskie seriale? Chętnie zagrałbym w takiej produkcji. Niektóre z nich mają na odcinek większy budżet, niż w Polsce przeznacza się na film kinowy. A pieniądze oprócz rozmachu, scenografii to także więcej czasu na zdjęcia.
W dalszej części swojej wypowiedzi Bobek żali się na warunki pracy jakie panują na planie polskich produkcji:
U nas czasami gra się nie parę scen dziennie, tylko kilkanaście. Moim hitem było 21 scen. Jeżeli pracujesz w takim trybie, nie ma szans, że będziesz naprawdę zadowolony z jakości swojej pracy.
Jak sądzicie, czy aktorowi, który swoją sławę zawdzięcza rolom serialowych amantów przystoi krytykować poziom polskich produkcji?
Jak tak można zmanipulować słowa aktora. Może autor powyższego dzieła wróci do wywiadu w Gali, ponownie go przeczyta i uczciwie powie o czy mówił F.Bobek. Wypowiedz dot. warunków pracy aktorów w serialach - to nie "krytyka polskich produkcji". Nawet tytuł jest żenująco nieprawdziwy. A fe ...