Powrót burleski do łask współczesnej publiczności zaczął się wraz z popularnością występów Dity Von Teese. Coraz większe zainteresowanie tym gatunkiem sztuki znajduje swoje odbicie nawet w ofercie stacji telewizyjnych. W tym tygodniu na HBO możemy zobaczyć fabularną „Burleskę” z Christiną Aguilerą i Cher w rolach głównych, z kolei Canal+ pokaże dokument „Burleska w Berlinie” ukazujący współczesne przedstawienia, odwołujące się do ducha szalonych lat 20.
Kobiety rozbierające się ku uciesze publiki zawsze mogły liczyć na zainteresowanie i aplauz, jednak tym, co różni burleskę od wulgarnego striptizu, jest obecny w niej ładunek humoru oraz bunt wobec społecznych norm i ograniczeń. W wiktoriańskiej Anglii, berlińskim tingel-tanglu za czasów Republiki Weimarskiej czy w amerykańskim klubie nocnym doby prohibicji burleska była sposobem na wyrażenie sprzeciwu, złamanie zasad.
Duch kontestacji ożywia także działania adeptek sztuki rozbierania się z Berlina. Pod hasłem „burleska” mieszczą się różnorodne estetycznie i koncepcyjnie przedstawienia, w których dużą rolę odgrywa kobieca nagość, pojmowana jako manifestacja siły, samoakceptacji, czasem gniewu. Czy będzie to show w stylu retro, upozowany na występ egzotycznej tancerki, czy ostry w formie i treści pokaz bliski estetyce nazifeministycznej – w centrum przekazu zawsze znajduje się – różnorodnie pojmowana – kobiecość. Pokazywana przez pryzmat rozmaitych stereotypów, często z przymrużeniem oka, w sposób metaforyczny.
Humor był zawsze niezwykle ważną częścią składową burleski – wystarczy przypomnieć sobie film „Kabaret” w reżyserii Boba Fosse’a, który odtwarzał realia berlińskiego tingel-tangla. Nagie subretki i komicy budowali tam wspólny przekaz, oparty na wolnomyślicielstwie i obyczajowej swobodzie. W amerykańskich burleskach z kolei karierę zaczynali mistrzowie komedii znani później z wielkiego ekranu, tacy jak Mae West czy Abbot i Costello. Po obu stronach oceanu ironiczny komentarz do niewesołej rzeczywistości dnia codziennego znajdował specyficzne dopełnienie w obrazie obnażonej kobiety. Nagość jako wyzwanie rzucone establishmentowi władzy, który nakłada rozmaite zakazy i ograniczenia na złaknioną swobody jednostkę – oto esencja burleski.
Reklama
Tego typu społeczno-politycznych konotacji nie znajdziemy niestety w filmie w reżyserii Steve’a Antina. To plastikowa i po hollywoodzku przykrojona do schematu wizja niegrzecznej i obrazoburczej sztuki, jaką w istocie jest burleska. Ali (Aguilera), dziewczyna z małego miasteczka w Iowa, przybywa do Los Angeles, marząc o karierze. Trafia do lokalu prowadzonego przez charyzmatyczną Tess (Cher), w którym gości bawią sceniczne występy rozbierających się dziewczyn, całość klubu zaś utrzymana jest w estetyce berlińskiego kabaretu. Ali, która dysponuje wybitnym głosem, marzy o scenie, jednak twarda szefowa nie chce dać jej szansy. Ot, kolejna wersja nieśmiertelnej opowieści o Kopciuszku okraszona stylowo pokazaną golizną i niezłymi piosenkami.
„Burleska” jest w istocie zaprzeczeniem idei prawdziwej burleski. Ta zawsze prezentowała kobiecość we wszystkich kształtach i rozmiarach, często wyłamującą się z kanonu, podczas gdy w amerykańskim filmie obcujemy jedynie z modelem lalki Barbie. Jednak wokalny talent Aguilery i wspaniali aktorzy, tacy jak Stanley Tucci czy Alan Cummings, w komediowych epizodach czynią to widowisko całkiem znośnym. A dziewczyny w gustownych dessousach też nie są widokiem obrzydliwym, nawet jeśli zrzucany przez nie gorset jest zwyczajną koronką, a nie metaforą utkaną ze społecznych tabu.
BURLESKA | Cinemax | sobota, godz. 20.00
TEATR BURLESKI W BERLINIE | Canal+ | poniedziałek, godz. 22.35
Media