Jest rok 2149. Życie na Ziemi staje się coraz trudniejsze. Zanieczyszczenie środowiska sprawiło, że planeta zmieniła się w jedno wielkie pustynne miasto (coś jakby Dubaj?), a jej mieszkańcy cierpią na pogłębiającą się niewydolność oddechową i zmagają się z przeludnieniem. Surowe regulacje dotyczące kontroli populacji (choć mniej surowe niż we współczesnych Chinach) zezwalają na posiadanie tylko dwójki dzieci.
Tu w konflikt z obowiązującym prawem wchodzi rodzina głównych bohaterów Shannonowie: policjant Jim (Jason O’Mara) i jego żona lekarka Elisabeth (Shelley Conn). Oprócz dwójki "legalnych" nastoletnich dzieci Josha i Maddy ukrywają jeszcze istnienie trzeciego – uroczej pięciolatki Zoe. Kiedy przestępstwo wychodzi na jaw, ojciec rodziny trafia do więzienia. W tym czasie zaś jego małżonka zostaje wytypowana do wzięcia udziału w wielkim eksperymencie: wyprawie do kolonii Terra Nova. Zniszczona planeta ma bowiem kopię zapasową, gdzie osadnicy mogą zacząć nowe, szczęśliwe życie od początku: muszą się tylko cofnąć w czasie o, bagatelka, 85 milionów lat.
Podróż w czasie do późnego mezozoiku to dla Shannonów wielka szansa – jeżeli tatuś zdoła zbiec z więzienia i przemycić przez czasoprzestrzenny portal także nielegalną córeczkę Zoe. Jak łatwo przewidzieć, idzie jak z płatka i Shannonowie w komplecie lądują pośrodku prehistorycznej dżungli, by odkryć, że wcale nie trafili do raju, choć słońce świeci, powietrze jest czyste, a bujna roślinność wydaje słodkie owoce. Jednak czające się w mroku mordercze dinozaury nie są jedynym problemem. Kolonia Terra Nova jest podzielona na dwa walczące ze sobą plemiona, zaś dowodzący oficjalną osadą komendant Nathaniel Taylor (Stephen Lang) ewidentnie skrywa przed osadnikami sporo niewygodnych prawd.
Serial zrealizowany m.in. przez Stevena Spielberga (przywiązanie do dinusiów zostało mu po "Parku Jurajskim") i Davida Fury’ego ("Buffy. Postrach wampirów", "Zagubieni") to jedna z najdroższych telewizyjnych produkcji w historii. Wyprodukowanie samego trwającego dwie godziny pilota, w którym znalazło się kilka spektakularnych scen pojedynków z wygenerowanymi komputerowo wielkimi gadami, kosztowało ponad 20 milionów dolarów. Mniej niż "Zakazane imperium" (50 mln), ale tu chyba wydatek mniej się opłacił.
Po pierwsze podróże w czasie to zawsze ryzykowny koncept scenariuszowy i rezerwuar potencjalnych, trudnych do zaakceptowania bzdur i nielogiczności. Wystarczy wspomnieć straszliwe idiotyzmy wynikające z wątku manipulacji czasem w "Herosach" czy we wspomnianych już "Zagubionych". Twórcy znaleźli sobie pozornie bezpieczną furtkę, informując nas bardzo szybko, że przenosimy się do przeszłości w "innym strumieniu czasu", więc nie ma obaw o zakłócenie kontinuum czasoprzestrzeni. Pozostaje jednak pytanie, po jakiego grzyba muszą się cofnąć w czasie aż do kredy? Nie wystarczyłoby do jakiejś starożytności? Środowisko jeszcze jak nowe, a dysponując współczesną technologią, można by bez trudu podbić mniej rozwinięte cywilizacje i zapewnić sobie tanią siłę roboczą – ktoś na tych polach uprawnych przecież musi zasuwać?
Jedynym uzasadnieniem wyprawy do mezozoiku wydają się więc piękne okoliczności przyrody, a zwłaszcza dinozaury, które spokojnie mogą napędzać kilka wątków akcji. Ale, i to jest drugi zarzut, jak na produkcję, która chlubi się efektami specjalnymi, to te dinusie wyglądają trochę kiepsko. Może nie tak źle jak w edukacyjnych filmach na Discovery Channel, ale jednak nie dość przekonująco. Trudno bać się rozpikselowanego stwora, do kroćset!
"Terra Nova" zapowiada się więc niestety jako godny następca "Zagubionych": atrakcyjni ludzie pałętają się po pełnej drapieżników dżungli w poszukiwaniu jakiegokolwiek sensu. Nie wiem, czy da się na to nabrać widzów po raz drugi.
TERRA NOVA | Fox | niedziela, godz. 20.00