Jak czytamy w "Fakcie":
Czyżby Ania Dąbrowska nie mogła rozstać się ze swoim czerwonym kapelusikiem, a Kayah z wojskową koszulką? A może telewizja postanowiła oszczędzać na stylistach? Nic z tych rzeczy. Jak dowiedział się "Fakt", wszystko to zostało dokładnie zaplanowane przez producenta show.
– Przede wszystkim program opiera się na na amerykańskiej licencji "The Voice" i my działamy tak, jak nasi koledzy zagranicą – tłumaczy "Faktowi" Krystyna Kulesza z firmy RochStar. – Chodzi o to, by widzowie nie skupiali się na tym, jak wyglądają jurorzy, tylko na głosach uczestników. Poza tym dzięki temu, że jury jest w tych samych strojach, wszystko jest bardziej czytelne dla widzów, którzy dzięki temu wiedzą, że wciąż trwa ten sam etap – dodaje Kulesza.
Tak więc szczęśliwców, którzy przebrnęli przez preeliminacje w rodzimych miastach, zaproszono na przesłuchanie w ciemno w Warszawie. Nagrania tych trwały kilka dni, ciuchy wciąż były te same. Żal nam jurorów programu, bo to osoby lubiące podkreślać swój oryginalny styl. No, ale czego się nie robi dla widowiska z amerykańską licencją...