Jeunet wrócił do domu – do krainy ekstrawaganckich fantazji, absurdalnych zdarzeń, dziwacznych mechanizmów, cywilizacyjnych odpadów, fantasmagorycznych przestrzeni i nieprzeciętnych bohaterów. Jesteśmy w tym samym świecie co w "Delicatessen" czy "Mieście zaginionych dzieci", tyle że bez futurystycznych albo wyabstrahowanych ze świata dekoracji. Tutaj wszystko dzieje się teraz, w samym sercu Paryża, ale tak naprawdę rozgrywa się przecież w kinie.
Od kina cała historia się zaczyna. Bazyl pracuje w wypożyczalni wideo i każdą wolną chwilę spędza na oglądaniu filmów. Przeniesiony w "Wielki sen" Howarda Hawksa, zapatrzony w Humphreya Bogarta i Lauren Bacall, niemal nie zauważa, jak jego życie brutalnie rujnuje tani sensacyjny produkcyjniak. Trafiony w głowę podczas ulicznej strzelaniny absurdalnym rykoszetem ląduje w szpitalu. Podczas operacji lekarz rzuca monetą. Wypada reszka, więc nie wyjmuje Bazylowi kuli, która w każdej chwili może eksplodować. Bazyl traci mieszkanie, pracę i ląduje na ulicy. Zdobywa za to nową rodzinę na śmietniku i łuskę pocisku, który go trafił. Znajduje siedzibę producenta i postanawia wyrównać rachunki z nim, a przy okazji z konkurentem, którego mina zabiła przed laty jego ojca.
Tę karkołomną fabułę zamknął Jeunet w formule steampunkowej baśni, w której możliwy jest najbardziej nieprawdopodobny zbieg okoliczności, najbardziej absurdalny przypadek. Jak ulał pasuje do tej poetyki wyczarowywana ze śmieci galeria osobliwości rodem z "Amelii" i załoga dziwolągów: rekordzista Guinnessa w długości lotu po wystrzeleniu z armaty, kobieta guma uwielbiająca siedzieć w lodówce, dziewczyna kalkulator obliczająca i mierząca bezbłędnie, co tylko da się zmierzyć i obliczyć.
Cała ta kompania parodiuje trochę komiksowych superbohaterów, a trochę ujmuje urokiem szlachetnych outsiderów wyrzuconych poza nawias normalności. Wszystko to razem tworzy iście wybuchową mieszankę. Brawurowe akcje przedrzeźniające filmy o wielkich skokach przeplatają się ze slapstickowymi gagami, rubasznym humorem, pastiszowo potraktowanym melodramatem. I to działa! Świat Jeuneta tętni groteskowym urokiem, czaruje barokowym przesytem, śmieszy karykaturą, inteligencją, zaskakuje dekoracjami w stylu art deco. W centrum akcji brawurowo szarżuje świetny w roli Bazyla Dany Boon, a z drugiego planu co i raz przebija się na pierwszy ulubiony aktor Jeuneta – Dominique Pinon.
Cały ten ekranowy bajzel jakoś się Jeunetowi nie wymyka spod kontroli. Reżyser nie idzie na kompromisy, jedzie po bandzie ze swoimi wariactwami, dba o wysoki poziom nieprzewidywalnych dowcipów, a na dodatek udaje mu się w gęstwie odlotowych pomysłów pomieścić traktowane całkiem serio optymistyczne przesłanie dające maluczkim nadzieję zwycięstwa nad niemoralnym korporacjonizmem. To hołd dla filmowej magii, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, ale i jakaś diagnoza postawiona rzeczywistości, w której niedzisiejsze normy zostały zepchnięte na margines. Sprawia ten film dziecięcą radochę jak każda bajka, rozbraja przegiętą estetyką, a przede wszystkim rozśmiesza, nie wywołując paroksyzmów taniego rechotu. Udało się Jeunetowi nadzwyczajnie to postscriptum do „Delikatesów”. Aż żal, że robi filmy tak rzadko, bo by się chciało więcej takiego odlotu.
BAZYL. CZŁOWIEK Z KULĄ W GŁOWIE | Canal+ | niedziela, godz. 20.00
JEUNET
Reżyser "Bazyla" rozpoczynał karierę w twórczym duecie z Markiem Caro – sławę zdobyli swoim pełnometrażowym debiutem „Delicatessen” (1991), olbrzymi talent potwierdzili fantasmagorycznym "Miastem zaginionych dzieci" (1995). Potem drogi tandemu się rozeszły, zaś Jeunet spróbował kariery w Hollywood. W Fabryce Snów nie spodobało mu się za bardzo – jego "Obcy: przebudzenie" (1997) pozostaje jedynym filmem nakręconym za oceanem (potem odrzucił propozycję wyreżyserowania jednej z części "Harry’ego Pottera"). Za to kolejne francuskie produkcje podbijały świat – za "Amelię" (2001) został nawet nominowany do Oscara.
Jean-Pierre Jeunet nie spieszy się z pracą. "Bardzo długie zaręczyny" powstały trzy lata po "Amelii", na "Bazyla" trzeba było czekać ponad pięć kolejnych. Zaś następny film – adaptację powieści "The Selected Works of T.S. Spivet" – zapowiedział dopiero na 2013 rok.