Jest się o co bić. Jak czytamy w kieleckim wydaniu "Gazety Wyborczej:
- Już debiut "Ojca Mateusza" w listopadzie 2008 roku w TVP1 przyciągnął przed telewizory ponad 5 mln widzów. I mimo, że wyemitowano już ponad 60 odcinków w czwartki wieczorem i w niedzielne popołudnie (powtórka) przed telewizorami siadają miliony Polaków. A producenci i szefowie telewizji zacierają ręce - tak potężna oglądalność daje bowiem ponad 30-procentowy udział w rynku i pozycję lidera, a to przyciąga reklamodawców.
Sukces ojca Mateusza jest także sukcesem Sandomierza. Fani serialu zjeżdżają do tego malowniczego miasteczka, by przejść śladami ojca Mateusza, a sandomierski magistrat zarejestrował ponad 30-procentowy wzrost zainteresowania miastem. To bardzo duży skok.
Apetyt na taką popularność mają inne polskie miasta, a szczególnie Tarnobrzeg: - Chcielibyśmy się ogrzać przy tak ciekawej produkcji - nie kryje Norbert Mastalerz, prezydent Tarnobrzega. I dodaje:- - Nie chcemy konkurować z zabytkami Sandomierza. Możemy jednak świetnie uzupełniać jego turystyczną ofertę, jako sąsiedzkie miasto - dodaje.
To miasto także pojawiło się w serialu, ale w niezbyt pozytywnym kontekście: to stąd na gościnne występy do Sandomierza przyjeżdżali groźni gangsterzy.
Włodarze województwa świętokrzyskiego nie boją się, że serial wyemigruje z ich regionu:
- Słyszałem o pomyśle władz Tarnobrzega, ale jestem spokojny. Umowa licencyjna mówi, że miasta, w którym proboszczem jest ojciec Mateusz, nie można przenosić z miejsca na miejsce - twierdzi w "Gazecie Wyborczej" Jacek Kowalczyk, prezes Regionalnej Organizacji Turystycznej, która zarządza funduszem filmowym.
Artur Żmijewski pozostanie więc chyba proboszczem w Sandomierzu. Ale podobno nie jest wykluczone, że będzie czasem odwiedzał swoich kolegów po fachu w klasztorze oo. Dominikanów...