Po świecie polskiego rocka sprzed 30 lat oprowadza brytyjski dziennikarz polskiego pochodzenia Chris Salewicz. Wśród jego rozmówców znaleźli się muzycy: Kazik Staszewski, Muniek Staszczyk, Wojciech Waglewski, Krzysztof Grabowski, Zbigniew Hołdys, Kora Jackowska, Krzysztof Skiba i Tomek Lipiński, a także Marek Niedźwiecki, Jurek Owsiak i polityk Arkadiusz Rybicki.
W filmie wykorzystano fragmenty koncertów grup, które w latach 80. należały do czołówki rocka: Aya RL, Republiki, Maanamu, Brygady Kryzys, Kultu i Dezertera. Są też zdjęcia z milicyjnych pacyfikacji młodzieży, ze strajku w Stoczni Gdańskiej, stanu wojennego i Okrągłego Stołu. Nie mogło zabraknąć wspomnień o festiwalu w Jarocinie ze zrealizowanego w 1985 roku przez Piotra Łazarkiewicza dokumentu "Fala". Zbiór bohaterów wywiadów i materiałów archiwalnych jest spory, autorzy nie potrafili jednak tego w pełni wykorzystać.



Wszystko, co związane z latami 80. odbieram – mimo upływu czasu – bardzo emocjonalnie. To były ekstremalne lata i oczekiwałem, że i film będzie ekstremalny. Nie był, może i dobrze. Sam już nie wiem. W filmie brakowało kilku zespołów: Brak, Śmierć Kliniczna czy Miki Mausoleum. Szkoda, bo coś bezpowrotnie umknęło – mówił Lech Janerka. Założyciel zespołu Klaus Mitffoch jest jednym z bohaterów "Beats of Freedom". Janerka nie bez powodu ma problem z oceną obrazu Leszka Gnoińskiego i Wojciecha Słoty, bo film jest nijaki. Autorzy nie mogli się zdecydować, dla kogo ma być. Czy dla obcokrajowców albo obecnych licealistów, którzy nie słyszeli o polskim rocku lat 80., czy dla tych, którzy wtedy wbijali sobie agrafki w ciuchy? Mimo braku określenia konkretnego odbiorcy warto obejrzeć "Beats of Freedom", chociażby z powodu muzyki, którą słyszymy między wywiadami.
Reklama
Rozmowy z muzykami są okrojone do jednozdaniowych wypowiedzi, tylko kilku z nich udało się wtrącić do wywiadu ciekawe anegdoty – Hołdys opowiada o tym, jak w sklepie usłyszał: "Wyp... na koniec kolejki, gwiazdorze jeb...", a Janerka zdradza, że pierwszą gitarę zbudował z kwietnika. Smutną prawdę potwierdza Zbigniew Krzywański z Republiki. Muzyk zdradza, jak lider UK Subs zazdrościł Ciechowskiemu tekstów. Przyznał, że w kraju bez cenzury pisze prosto z mostu, nie tworząc tak poetyckich utworów. Teraz, kiedy już nie działa cenzura, polscy artyści sprzed lat w większości nie potrafią odnaleźć się w show-biznesie.
Reklama



Niestety większość z tego, co mają do powiedzenia w filmie muzycy – a raczej to, co wykorzystali jego autorzy – to frazesy. Odkrywcze dla ludzi zza żelaznej kurtyny, którzy komunę oglądali w wiadomościach. Do tego materiały archiwalne niepotrzebnie ułożone zostały w teledyski ubarwione przy tym na przykład krwistoczerwonym filtrem.
Niepociągniętych zostało kilka ciekawych tematów, na przykład w jaki sposób SB inwigilowała środowisko. Brakuje pomysłu na wciągające poprowadzenie historii, tak jak zrobił to chociażby Julien Temple w swoim "Joe Strummer: Niepisana przyszłość". "Beats of Freedom" skacze z tematu na temat, za dużo chce opowiedzieć naraz. Mimo tych niedociągnięć film warto zobaczyć. Bardzo dzisiaj brakuje opowieści o historii polskiego rocka, przecież najbardziej prężnego i rozwiniętego alternatywnego ruchu muzycznego we wschodniej Europie. "Beats of Freedom" efektownie, ale jedynie ociera się o temat.
BEATS OF FREEDOM. ZEW WOLNOŚCI | Polska 2010 | reżyseria: Wojciech Słota, Leszek Gnoiński | TVN poniedziałek, godz. 22.35