– Hiszpanie traktują horror bardzo poważnie – mówi meksykański reżyser Guillermo del Toro, upatrując w tym jednej z przyczyn olbrzymich sukcesów iberyjskiego kina grozy. Twórca "Labiryntu fauna" jest jednym z bohaterów filmu "Niech żyje śmierć! Hiszpańskie kino grozy". Dokument Yvesa Montmayeura jest chwilami prawdziwie fascynującą podróżą po niesamowitych, przerażających krainach wyobraźni hiszpańskich reżyserów.
Montmayeur rozmawia z najważniejszymi twórcami iberyjskiego horroru. Odwiedza z kamerą m.in. Jaume Balaguera i Paco Plazę ("[Rec]"), Juana Antonia Bayonę ("Sierociniec"), Aleksa de la Iglesię ("Dzień bestii"), Nacho Cerdę ("Genesis") i Alejandro Amenabara ("Inni"). Pojawia się na największych hiszpańskich festiwalach kina grozy – w San Sebastian i Sitges. To właśnie tydzień kina fantastycznego w San Sebastian jest uważany za wydarzenie, które na nowo ukształtowało hiszpański horror. Tam debiutował de la Iglesia, tam współpracę nawiązywali młodzi scenarzyści i reżyserowie zafascynowani gatunkiem. To oni po paru latach sprawili, że żaden – może poza Wielką Brytanią – kraj europejski nie może poszczycić się dziś takimi osiągnięciami w dziedzinie straszenia widzów.
Hiszpanie w horrorze prochu nie wymyślili, ale od kilkunastu lat starają się nadać gatunkowi nową jakość, stanowiąc naturalną opozycję wobec seryjnie kręconych w Hollywood młodzieżowych filmów grozy. Stawiają przede wszystkim na pełen napięcia i tajemnicy klimat, na pogłębioną psychologię bohaterów. To tu jest miejsce na niedopowiedzenia, sekrety, domysły – nie ma zaś typowego dla amerykańskich produkcyjniaków łopatologicznego tłumaczenia, o co w tym wszystkim chodzi, ani epatowania hektolitrami krwi tryskającej na ekran. Hiszpańscy reżyserzy traktują kino grozy jako dziedzinę sztuki. – Horrory mogą przynosić zyski i być artystycznym wyzwaniem – mówi w "Niech żyje śmierć" Guillermo del Toro. I trudno nie przyznać mu racji.
Tym bardziej że Hiszpanie mają w dziedzinie grozy olbrzymią, piękną tradycję. Wystarczy wspomnieć surrealistyczne dzieła Luisa Bunuela, który choćby w "Psie andaluzyjskim" chętnie korzystał z poetyki grozy. W latach 70. ubiegłego wieku międzynarodową sławę zdobyli zaś tacy twórcy, jak Amando de Ossorio, Vincente Aranda czy Jose Ramon Larraz. Wówczas Hiszpanie nie tylko konkurowali z rosnącą w siłę włoską sceną grozy (w Italii sławę zdobywali m.in. Mario Bava, Dario Argento i Lucio Fulci). Kino fantastyczne stało się dla mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego formą ucieczki od frankistowskiej ponurej rzeczywistości. Po latach młodzi twórcy mogli się wreszcie z czasami dyktatury rozprawić.
Ale nowa fala zainteresowania hiszpańskim horrorem zaczęła się od... Meksyku. To Guillermo del Toro wywołał spore zamieszanie swoim debiutanckim "Cronosem (1993), a potem podbił świat nie tylko hollywoodzkimi produkcjami w stylu "Hellboya", ale przede wszystkim kręconymi w Hiszpanii baśniami grozy – "Kręgosłupem diabła" (2001) i nominowanym do Oscara "Labiryntem fauna" (2006).
Wtedy międzynarodowa publiczność odkryła filmy Aleksa de la Iglesii i zaczęła śledzić dokonania pozostałych reżyserów.
Przed emisją dokumentu "Niech żyje śmierć" będzie można przypomnieć sobie dwa spośród najciekawszych filmów hiszpańskiej fali grozy. "Inni" – anglojęzyczny debiut Alejandro Amenabara z Nicole Kidman w roli głównej – to przewrotnie opowiedziana ghost story, rozgrywająca się w zimnych, nastrojowych realiach wyspy Jersey. Później zobaczymy fenomenalny "Kręgosłup diabła", trzeci film w dorobku Guillerma del Toro. Akcja toczy się w ogarniętej wojną domową Hiszpanii, a bohaterem jest dwunastoletni Carlos, który trafia do tajemniczego sierocińca prowadzonego przez zwolenników generała Franco.
INNI | reżyseria: Alejandro Amenabar | Ale kino! | niedziela, godz. 18.20
KRĘGOSŁUP DIABŁA | reżyseria: Guillermo del Toro | Ale kino! | niedziela, godz. 20.10
NIECH ŻYJE ŚMIERĆ | reżyseria: Yves Montmayeur | Ale kino! | niedziela, godz. 22.05