Tytułowy "Hotel pod żyrafą i nosorożcem" to podwarszawski dom z ogrodem, do którego sprowadzają się główni bohaterowie serialu, małżeństwo z trójką dzieci - siedmioletnią Zuzą, dwunastoletnim Maćkiem i piętnastoletnią Olą. Przypadek sprawia, że ich posiadłość zamienia się w hotel dla zwierząt, a jego prowadzenie staje się nowym sposobem na życie.
"To ciepła, rodzinna opowieść o odkrywaniu swojego miejsca na ziemi. Film niesie ze sobą wartości rodzinne, ale nie ma tu nachalnego dydaktyzmu. Jest poza tym twardo osadzony w naszych realiach" - tłumaczy reżyser Marek Stacharski. Rodzinka padnie więc ofiarą oszustwa, stawi też czoła surowej kontroli sanepidu.
Każdy odcinek będzie poświęcony perypetiom związanym z innym zwierzakiem. "W jednym z odcinków dzieci będą ratować konia od wywózki do rzeźni, w innym psotna małpa zepsuje przyjęcie sąsiadom" - zdradza reżyser. Rodziców zagrają Jolanta Fraszyńska i Rafał Królikowski. "Postaci są bardzo mocno określone charakterologicznie. Ja gram osobę twardo stąpającą po ziemi, która opiekuje się nie tylko trójką dzieci, ale i lekko nieodpowiedzialnym mężem" - mówi Fraszyńska, serialowa Anna. "Przekonały mnie świetne dialogi, lekkie, zabawne i życiowe" - dodaje. W postać tajemniczego Franciszka Alby, który podsunie małżeństwu pomysł założenia hotelu, wcieli się Franciszek Pieczka.
Zdjęcia ruszają dziś, potrwają do końca września. Zaplanowano 13 odcinków. Jeszcze nie wiadomo, kiedy film pojawi się na antenie. Ale z pewnością będzie to jeden z nielicznych polskich seriali familijnych. Takie produkcje są niezwykle popularne m.in. w Stanach Zjednoczonych, u nas podobnych powstaje jak na lekarstwo. Dlaczego? Zdaniem Bogusława Chraboty, redaktora naczelnego Polsatu, miejsce filmów familijnych zajęły telenowele. "Nie opłaca się kręcić plenerowych, wielkich seriali telewizyjnych" - mówi. "Są po prostu za drogie".
Podobnego zdania jest Krystyna Doktorowicz, medioznawca z Uniwersytetu Śląskiego: "W naszym kraju nie ma jeszcze tradycji, żeby zasiadać przed telewizorem razem z dziećmi. Rodzice wolą posadzić najmłodszych przed odbiornikiem i włączyć im bajkę. Poza tym seriale familijne czasem popadają w banał i za bardzo pouczają, co w konsekwencji nudzi widza. Dlatego większym wzięciem cieszą się seriale akcji" - tłumaczy.
A więc nie ma już szans na kolejną "Jankę", "Karino" czy polską wersję "Domku na prerii"? Niekoniecznie. Familijne produkcje Andrzeja Maleszki, reżysera i scenarzysty "Magicznego drzewa" - utrzymanego w bajkowej konwencji serialu dla dzieci, święcą triumfy na całym świecie, zdobywając nagrody na międzynarodowych festiwalach. "Produkcje familijne były kiedyś naszą specjalnością" - przyznaje Maleszka. "Teraz są traktowane po macoszemu. To kino trudne w realizacji, kosztowne, poza tym praca z aktorem dziecięcym wymaga więcej czasu i uwagi" - dodaje.