Dawno już telewizja publiczna nie miała show robionego z takim rozmachem. Podobnie jak zagraniczne edycje, nasza wersja "Dancing on ice" będzie ogromnym przedsięwzięciem logistycznym wymagającym wielkich inwestycji finansowych. W Polsce program pokaże TVP 2, choć o prawo do jego emisji walczyła również "Jedynka". Producentem hitu będzie Rochstar, który produkował już takie programy, jak "Szymon Majewski Show" czy "Jak oni śpiewają?".

W programie wymyślonym przez Brytyjczyków obowiązują zasady podobne do tych z "Tańca z gwiazdami". Zamiast zmagań na parkiecie będziemy jednak oglądać tańce na lodzie. Znanym osobom mają towarzyszyć zawodowi łyżwiarze. Ich występy oceni jury, ale o ostatecznym zwycięstwie i tak zdecyduje publiczność. Co tydzień odpadać będzie jedna para.

Jak pokazują zagraniczne edycje, widzowie nie mają co liczyć na wielkie sportowe emocje. Gwiazdy w ciągu kilkunastu tygodni nie są w stanie nauczyć się skomplikowanych figur i skoków, ale za to dość sprawnie tańczą na lodzie twista lub walca angielskiego.

W brytyjskiej wersji pierwszą edycję wygrała aktorka Gaynor Faye, a drugą gracz rugby Kyran Bracken. Program stał się na tyle popularny, że po jego zakończeniu uczestnicy udali się w trasę po Wielkiej Brytanii. A kto wystąpi u nas?

"TVP będzie miała problemy ze znalezieniem chętnych" - mówi aktorka Anna Samusionek, która brała udział w ostatniej edycji "Tańca z gwiazdami". "Nauczenie się jazdy figurowej jest nieporównywalnie trudniejsze niż opanowanie kroków tańca towarzyskiego. Każdy z nas ma przecież jakieś doświadczenia z parkietu, a z lodowiska niemal zerowe" - dodaje.

Także Andrzej Nejman, aktor znany z serialu "Złotopolscy", uważa, że z naborem gwiazd chętnych do tańca na lodzie rzeczywiście może być problem. "Ani fałszowanie, ani gubienie kroków nie grozi facetowi taką kompromitacją jak kilkakrotne wywrócenie si na lodzie i upadek na tyłek" - mówi. Sam jednak chętnie weźmie udział w show: "Mam pewne doświadczenie z gry w hokeja, a poza tym zawsze mogę poprosić o prywatne lekcje mojego kolegę, świetnego łyżwiarza, Sebastiana Kolasińskiego".

Przemysław Babiarz, dziennikarz sportowy TVP, który specjalizuje się w komentowaniu zawodów łyżwiarskich, cieszy się, że "Taniec na lodzie" pojawi się w Polsce. "To wpłynie na zainteresowanie tą dyscypliną w Polsce. Może dzięki temu Polacy zaczną jeździć na łyżwach równie chętnie jak na przykład Holendrzy" - mówi Babiarz.



Z nieoficjalnych informacji wynika, że w jury autorzy show chcą widzieć m.in. znanego łyżwiarza Mariusza Siudka. DZIENNIK przeprowadził z nim wywiad:

Anna Nalewajk: Ile lat trenował pan z żoną Dorotą, żeby osiągnąć takie sukcesy?
Mariusz Siudek*: Piętnaście lat, ale wcześniej każde z nas trenowało oddzielnie. W tym sporcie zaczynają cztero-, pięcioletnie dzieci. Tylko wtedy jest szansa na osiągnięcie sukcesu.

Czyli nie należy się spodziewać wielkich wyczynów po uczestnikach polskiej wersji "Tańca na lodzie”?
Raczej nie. Radzę traktować ten program jako dobrą zabawę. Może pod koniec programu zobaczymy jakieś pojedyncze skoki.

Czy gwiazdy telewizji mają szansę zamienić się w gwiazdy jazdy figurowej na lodzie?
Łatwiej będzie kobietom. W łyżwiarstwie mężczyźni ze względu na swoją siłę mogą pomóc partnerkom.

W Polsce łyżwiarstwo figurowe jest sportem chętnie oglądanym, ale rzadko uprawianym. Czy po programie to się może zmienić?
Wątpię. W Polsce nie ma gdzie jeździć na łyżwach, mamy siedem, osiem całorocznych lodowisk. W Montrealu jest ich ponad sto.

*Mariusz Siudek - łyżwiarz figurowy, wraz z żoną Dorotą Zagórską zdobywał mistrzostwo Polski i medale mistrzostw Europy i świata.





























Reklama