Gospodarz programu, dziennikarka BBC Anthea Turner - ze starannością graniczącą wręcz z obsesją - utrzymuje dom w porządku i udowadnia widzom, że sprzątanie może być przyjemnością. Uczestnicy programu poddają się treningowi Anthei i zmieniają swoje bałaganiarskie nawyki.

Reklama

Choć program cieszy się olbrzymią popularnością - podzielił widzów. Dla części to skarbnica pożytecznych rad, część uważa, że Anthea Turner zamienia ludzi w maszyny do sprzątania. Zapytaliśmy dziennikarzy i redaktorów DZIENNIKA, którzy oglądają program, co sądzą na ten temat. Okazuje się, że i w redakcji zdania są podzielone.

Katarzyna Świerczyńska, dziennikarka działu Wydarzenia

Obejrzałam kilka odcinków "Perfekcyjnej pani domu" - jako niereformowalna bałaganiara miałam nadzieję usłyszeć o jakichś magicznych sposobach przeobrażenia się w gospodynię, która z radością zmywa brudne naczynia natychmiast po obiedzie i nie pozwala na zagnieżdżenie się nawet pyłku kurzu w najbardziej niedostępnych kątach domu.

Reklama

Nic z tego. Cudów nie ma. Jest za to prowadząca program infantylna blondynka Anthea, właścicielka domu wyglądającego niczym muzeum. Albo nieskazitelnie czyste laboratorium. Domu, do którego strach wejść - bo przecież można nanieść błota, niechcący przestawić coś na inne miejsce i zaburzyć idealną harmonię. Przy Anthei nie można czuć się swobodnie. To kobieta-koszmar, która białą rękawiczką sprawdza, czy uczestnicy programu naprawdę przyłożyli się do sprzątania i dokładnie wyczyścili każdy zakamarek mieszkania.

O tej białej rękawiczce przypomniałam sobie, robiąc niedawno porządki. Myjąc kaloryfery, przez chwilę, ale za to całkiem poważnie, zastanawiałam się, czy wyszorować je również z tyłu. I postanowiłam wtedy, że nie będę już oglądać programu z jego zawsze idealną Antheą, która z pewnością czyści wszystkie meble i sprzęty z każdej strony. Bo jeśli tak ma wyglądać najlepsza gospodyni na świecie, to ja nie chcę nią być.

Łukasz Kobus, szef studia graficznego DZIENNIKA

Reklama

Ten program odmienił moje życie. Kawalerski czas mam prawie za sobą, jednak nawyki nadal pozostały. Kogel-mogel w szufladzie z bielizną, bokserki zmieszane ze skarpetami. Nieład na półce z koszulkami, osprzęt do paintballa pomieszany z ubraniem i innym asortymentem, łazienka jak pole bitewne. Ręczniki w nieładzie wciśnięte na półce. Taki obraz jeszcze do niedawna można było zastać w mieszkaniu. Ale na moje szczęście w telewizji pojawił się program "Perfekcyjna pani domu".

Podszedłem do tego z dużą rezerwą: ja panią domu? Ale już po pierwszym odcinku zacząłem oglądać program systematycznie, a to, czego nie mogłem zobaczyć, nagrywałem. Wkrótce - choć jeszcze z pewną dozą nieufności - zacząłem stosować porady prowadzącej program Anthei Turner. I krok po kroku, bo odgruzowanie mieszkania zajęło mi ponad tydzień, zacząłem wprowadzać u siebie nowy ład.

Izabela Marczak, dziennikarka działu wydarzenia

Pamiętam, jak w dzieciństwie do szału doprowadzała mnie dobranocka "Sąsiedzi" o dwóch nieudacznikach, którzy partolili wszystko, czego się tknęli. Dziś ten sam stopień irytacji osiągam, oglądając program Anthei Turner. Może dlatego, że perfekcjonizm jest dla mnie defektem, nie zaletą, a każde przegięcie uważam za niezdrowe.

Osobiście nie znoszę brudasów i źle czuję się w bałaganie. Ale gdy natykam się na program "Perfekcyjna pani domu", automatycznie przypomina mi się tekst piosenki Elektrycznych Gitar: "Przewróciło się, niech leży, cały luksus polega na tym, że nie muszę go podnosić, będę się potykał czasem, będę się czasem potykał, ale nie muszę sprzątać". I to wydaje mi się o wiele normalniejsze.

Rafał Piekarski, grafik

Ten program ułatwił mnie i mojej żonie utrzymanie czystości w naszym mieszkaniu. Podawane w nim sposoby zachowania porządku są genialne i - paradoksalnie - wcale nie zamieniają kobiety w kurę domową, ale raczej pozwalają jej uniknąć wielu nudnych obowiązków. Sprzątać i tak przecież trzeba. Na to nie ma rady. Można zatrudnić sprzątaczkę i patrzeć, jak ktoś obcy raz w tygodniu zagląda we wszystkie kąty. Można też robić to samemu - zazwyczaj nieefektywnie, nieudolnie, tracąc czas.

Rządy niejakiej Anthei Turner w TVN Style od pierwszego odcinka wzbudziły moją sympatię. Połączenie bowiem mojej prababci w białym krochmalonym kołnierzyku, której test białej rękawiczki przekazywany był z pokolenia na pokolenie z pewnymi obsesyjno-maniakalnymi cechami detektywa Monka, to coś, co jest mi dobrze znane.

Oglądanie więc, jak piękna, zadbana pięćdziesiątka z rurą od odkurzacza bądź z miotełką z piór rozprawia się z kurzem i brudasami, sprawia mi niekłamaną radość. Podobnie jak moje własne sobotnie porządki w szafie i sadzenie coraz to nowych kwiatków w doniczkach, choć powszechnie wiadomo, że roślinki, niestety, zabijam wzrokiem. Z mlekiem prababki zapewne wyssałam te wszystkie świeczki i serweteczki, srebrne sztućce i płatki kwiatów na białym obrusie, i zgadzam się z Antheą, że im ładniej dokoła nas, tym ładniej w nas.

Mikołaj Wójcik, dziennikarz działu polityka

Kiedy wyobrażę sobie, że moja małżonka chciałaby, żebyśmy mieszkali w domu czystszym od muzeum, oblewa mnie zimny pot. "Doba ma 24 godziny, trzeba każdą z nich wykorzystać" - powtarza prowadząca program Anthea Turner. W domyśle: wykorzystać na utrzymanie porządku w domu. A gdzie miejsce na życie bez szczotki, odkurzacza, robienia zakupów i stania przy garach? A jeszcze trzeba zjeść, zająć się synem, który na czworakach zagląda już w każdy kącik. No i koniecznie trzeba odpocząć