„Super Express” podzielił się z czytelnikami obawą, że fabuła „Majki” może zniechęcić kobiety do wykonywania badań cytologicznych. Przypomnijmy o co chodzi: główna bohaterka serialu poszła do ginekologa, by zrobić cytologię. Jednak w wyniku błędu pielęgniarki zamiast standardowego badania doszło do inseminacji, czyli sztucznego zapłodnienia. W efekcie Majka jest w ciąży.
Badanie cytologiczne trwa ono kilka minut i jest bezbolesne. Pozwala ono wykryć raka szyjki macicy, oraz wszelkie stany przednowotworowe. Badanie jest finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, a w przypadku leczenia prywatnego kosztuje 30 – 40 zł. Mimo to bardzo mało kobiet je robi. Powody? Brak czasu, pieniędzy, dobry stan zdrowia – pretekstów jest wiele. Czyżby absurdalna fabuła „Majki” miała być kolejnym?
Wydawało się, że wątek zapłodnienia bohaterki serialu można przyjąć tylko dlatego, że coś równie niedorzecznego jak zapłodnienie podczas cytologii może być traktowane wyłącznie jako żart. Podobno TVN nie mógł zmienić początku serialu – zabraniała tego licencja, na której powstał serial. Czy obawy o to, że po emisji serialu młode dziewczyny będą obawiały się robić cytologię są zasadne? Można tylko mieć nadzieję, że istnieją pewne granice bezkrytycznego przyjmowania do wiadomości tego, co widzimy w telewizji.
Tomasz Stockinger mylony z dr. Lubiczem, a Artur Żmijewski z dr. Burskim to norma. To, że widzowie kojarzą aktora z odgrywaną przez niego rolą, jest zjawiskiem starym jak sama telewizja. A po rozpoczęciu emisji serialu "Majka" pojawiło się pytanie: jak poważnie widzowie traktują jego fabułę?
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama