Frania Maj, bohaterka „Niani”, zanim zeszła z anteny poślubiła swojego pracodawcę (a starała się o to przez kilka lat) i powiła mu dzieci. Było słodko do bólu, ale trudno mieć o to pretensje do twórców polskiej wersji serialu – amerykańska „The Nanny” skończyła się bardzo podobnie.

Reklama

Autorska produkcja TVN, „Teraz albo nigdy!” przez cały czas trwania była kolorowa i optymistyczna nie do wytrzymania. A co mogło zachęcić widzów do oglądania ostatniego odcinka produkcji? Oczywiście zapowiedź ślubów głównych bohaterów w ilości hurtowej.

Emisja „BrzydUli” zakończy się w grudniu br., jednak główna bohaterka, Ula Cieplak, już teraz szykuje się na pożegnanie z widzami. Z bardzo niekorzystnie wyglądającej dziewczyny, stała się pięknością. Jakoś trudno uwierzyć w tę metamorfozę. Niemożliwe przecież jest, by dziewczyna, która kręci grzywkę na wałek i nosi koszmarne ubrania nagle radziła sobie z fryzurą, którą trzeba układać, chodzeniem na obcasach, makijażem i doborem dodatków do stroju. Poza tym co to za „BrzydUla”, skoro jest ładna?

Skąd w polskich serialach tyle słodyczy? Wszystko zaczęło się przed laty od „Magdy M.”. Nierealny, niewiarygodny, ale za to bardzo kolorowy obraz życia młodych prawników okazał się strzałem w dziesiątkę. Polacy chcieli oglądać młodych, pięknych ludzi, którzy pracują przez dwie godziny dziennie, a resztę czasu spędzają na przyjemnościach i rozmowach o sprawach sercowych.

Oczywiście i zakończenie „Magdy M.” musiało wszystkich uszczęśliwić. Po tym, jak Joanna Brodzik i Paweł Małuszyński przez kilka sezonów nie mogli się porozumieć w kwestii ustalenia tego, co do siebie czują, w finale, ku radości ich przyjaciół, wreszcie padli sobie w ramiona – wzruszenie, łzy szczęścia i mdłości gwarantowane.

Na fali popularności „Magdy M.” powstała kolejna produkcja z gatunku „słodkich” – „Teraz albo nigdy!”. Tu mieliśmy to samo – pięknych trzydziestoletnich, których czas upływa na piciu kawy, jedzeniu lunchów, romansach. A kiedy już któreś z nich zabierało się do jakiejkolwiek pracy, w błyskawicznym tempie odnosiło oszałamiający sukces.

Słodki finał „Teraz albo nigdy!” zbiegł się w czasie z metamorfozą „BrzydUli” i szczęśliwym zakończeniem „Niani”. Czy rzeczywiście potrzebujemy aż tak wiele szczęścia na ekranach? Nie ma się co oszukiwać, polskie seriale są wzorowane na amerykańskich, nawet jeśli nie są formatami. A w nich już od dobrych kilku lat przestały królować szczęśliwe, lukrowane zakończenia wszelkich wątków.

Reklama

I tak na przykład amerykańska prawniczka „Ally McBeal” musiała zmierzyć się ze śmiercią ukochanego Billy’ego, potem odejściem ukochanego Larry’ego, opuścić wszystkich przyjaciół i pomimo ostatecznego zakończenia serialu pozostawić mnóstwo pytań i niedopowiedzeń. Podobne przykłady można mnożyć, a są one znacznie ciekawsze niż lukrowana „kawa na ławę”, która wciąż króluje w polskich serialach.

Może polscy widzowie jednak nie potrzebują tak prostego optymizmu? W końcu takie produkcje jak „Gotowe na wszystko”, czy „Dr House”, w których próżno szukać nieskomplikowanego „żyli długo i szczęśliwie” i u nas świetnie się sprzedają…

Już wkrótce zobaczymy zupełnie nowe polskie produkcje: „Jabłko Adama”, „Klub szalonych dziewic”, „Po prostu Majka”, „Hotel 52”. Każda z nich ma spory potencjał i byłoby naprawdę świetnie, gdyby lukier nie wylewał się z nich litrami…