Netflix udostępnił do recenzji pięć odcinków drugiego sezonu, trudno więc na ich podstawie oceniać całość. Superbohaterska otoczka została ograniczona do minimum, akcja skupia się na prywatnym śledztwie prowadzonym przez Jessikę w sprawie eksperymentów, które prowadziła na niej przed laty organizacja IGH. To na ich skutek Jones zyskała nadnaturalną siłę i odporność. Okazuje się, że ofiarami eksperymentalnej terapii padło więcej osób, w tym tajemnicza kobieta, której zbrodnie rzucają cień podejrzenia także na Jessikę. Idąc jej śladem Jones dowiaduje się, że stojącym za operacjami IGH mózgiem był niejaki dr Karl Malus.
Sensacyjna fabuła – jeszcze bardziej niż w poprzednim sezonie zbudowana na wzór klasycznego kina noir, łącznie z prowadzoną z offu narracją bohaterki – wydaje się w tym przypadku drugorzędna. Oczywiście „Jessica Jones” jako serial sensacyjny sprawdza się przyzwoicie, nawet jeśli akcja rozwija się, powiedzmy, bez animuszu. Znacznie jednak ważniejsze jest to, co dzieje się z bohaterkami, a każda musi zmierzyć się z trudną i konsekwencjami dokonywanych przez siebie wyborów. Jessica (Krysten Ritter w tej roli czuje się chyba coraz pewniej) wciąż zmaga się z traumą, jaką wywołało u niej zabicie Killgrave’a. Ukojenia szuka w alkoholu i przygodnym seksie, dających zapomnienie, ale nie satysfakcję. Jej przyjaciółka Trish Walker (Rachael Taylor), rozdarta między miłością a karierą (ten fabularny schemat zostaje tu zresztą znakomicie przełamany), wraca do bolesnych wspomnień, gdy jako nieletnia gwiazdka filmowa była molestowana przez producenta filmowego. Adwokatka Jeri Hogarth (Carrie-Anne Moss), cierpiąca na nieuleczalną chorobę, będzie zaś musiała skonfrontować się z własną kancelarią prawniczą. Ich historie opisane są przy tym z niezwykłą wrażliwością i empatią: nawet tajemnicza zabójczyni (świetnie zagrana przez Janet McTeer) nie jest jednoznaczną, czarnobiałą postacią.
Wszystkie odcinki drugiego sezonu zostały wyreżyserowane i – z paroma wyjątkami – napisane przez kobiety. Ten gest ma nie tylko znaczenie jakościowe (wszak kobieca interpretacja superbohaterskiego komiksu wciąż jest w kinie i telewizji rzadkością), lecz jest przede wszystkim wyrazistym symbolem. Nowe epizody „Jessiki Jones” powstawały już w nowej hollywoodzkiej rzeczywistości: po aferze Weinsteina, po akcji #metoo, po tym zalążku społecznej rewolucji, która ma szansę zmienić świadomość zarówno twórców, jak również – a może przede wszystkim – widzów. Zwłaszcza tych, którzy skłonni są narzekać, że superbohaterka nie biega po ekranie w obcisłym, spandeksowym kostiumie.
„Jessica Jones”, sezon 2, dystrybucja: Netflix, premiera: 8 marca