Moja królowa Elżbieta na pewno zagłosowałaby za Brexitem – mówił mi w Los Angeles Peter Morgan, pomysłodawca serialu „The Crown”. Bohaterami są 25-letnia Elżbieta II, która obejmuje władzę nad Wielką Brytanią, i Winston Churchill. Ich relacja ma dwojaki charakter – urzędowy i prywatny. To ten drugi zainteresował twórców najbardziej. Wyzwaniem było stworzenie bohaterów, którzy usatysfakcjonowaliby widzów, bo, jak mówił Morgan, każdy Brytyjczyk ma jakieś wyobrażenie Winstona Churchilla. - Mnie jako Amerykanina to przerażało. Postawiłem sobie za cel, żeby pokazać premiera innego niż ten, którego pamiętamy z życia publicznego – dodawał. Żeby osiągnąć cel, przekopał się przez tony wspomnień i dokumentów. „Churchill miał depresyjną naturę, był neurotykiem, jadł bardzo nieelegancko, nieustannie się poruszał, nerwowo się śmiał. Tego nie widać w archiwaliach pokazujących jego publiczne wystąpienia” – tłumaczył. Za reżyserię odpowiada m.in. Stephen Daldry („Billy Elliot”).

Reklama

Trwa ładowanie wpisu

O tym, że twórcy współczesnych seriali kochają historię, przekonywał mnie w Los Angeles Buz Luhrmann („Moulin Rouge!”). Twórca odpowiedzialny jest za „The Get Down”, którego bohaterami są czarni mieszkańcy Bronksu. Pierwszych sześć odcinków dostępnych jest już na platformie Netflix. „Wydarzenia, o których opowiadam, nie są moją osobistą historię. Nie uczestniczyłem w narodzinach hip-hopu. Chciałem je odkryć i zrozumieć dla siebie i dla widzów” – mówił mi reżyser. Dodał także, że najważniejszy jest dla niego dialog miast, który odbywał się za pomocą muzyki. „W latach 70. ludzie naprawdę rozmawiali ze sobą za pomocą tekstów piosenek. Z jednej strony furorę robiło disco, z drugiej – właśnie hip-hop. To gatunki różne, ale nie zwalczające się. Chciałem to pokazać” – tłumaczył Luhrmann. Dodał, że interesowało go także to, jak za pomocą muzyki miasto kształtuje swoją tożsamość.
Hitem jesieni na Netfliksie będzie marvelowski „Luke Cage”, pierwszy serial z czarnym superbohaterem. - Jako że niemal cała obsada jest czarna, taki kolor skóry mają i pozytywni, i negatywni bohaterowie. Musieliśmy zadbać o to, żeby ich wizerunek był właściwy. W pewnym sensie robimy rzecz przełomową – mówił mi Cheo Hodari Coker, pomysłodawca serii, który na wywiad przyszedł z książką „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki”. Radości nie ukrywał Mike Colter, odtwórca tytułowej roli. - Kiedy w dzieciństwie razem z siostrą i bratem chodziliśmy do kina, marzyliśmy, żeby być tacy jak Superman czy Batman, czyli mieć nadprzyrodzone moce i być białym. Cieszę się, że moje dzieci będą miały alternatywę i poczucie, że czarni też mogą ratować świat – mówił. Ted Sarandos, odpowiedzialny za kontent Netflixa, dla którego „Luke Cage” powstał, zapowiedział, że firma chce inwestować w produkcje o czarnych.
Nieustannie chce też poszerzać propozycje dla dzieci. Tej jesieni milusińscy będą mieli okazję zapoznać się ze szlagierami The Beatles, które wypełniają serial „Beat Bugs”. Bohaterami są robaki, które trudzą się śpiewaniem. Odpowiedzialny za produkcję Josh Wakely mówił mi, że zdobycie licencji na piosenki liverpoolczyków wydawało się w pewnym momencie niemożliwe. Jego upór doprowadził jednak do tego, że ich największe hity usłyszymy w serialu w wykonaniu Pink, Reginy Spektor, Robbiego Williamsa czy Sii. Ta ostatnia odebrała telefon z propozycją nagrania coveru późnym popołudniem. Rano nagranie było już u Wakely’ego. Facet musi mieć dar przekonywania.