Dziennik.pl: Jak to się stało, że studentka I roku zagrała w międzynarodowej produkcji, jaką jest serial „Dzwony wojny”
Erika Karkuszewska: W szkole było wywieszone ogłoszenie o castingu – nie zauważyłam go, ale zwróciła mi na nie uwagę koleżanka, która wiedziała, że mówię biegle po angielsku. Poszłam na casting ostatniego dnia i trochę się bałam, bo na ogłoszeniu było sprecyzowane, że szukają dziewczyny w wieku 17 – 21, a ja miałam już skończone 25 lat. Na miejscu spotkałam tłum dziewczyn z całej Polski, potem dowiedziałam się, że odtwórczyni roli Joanny szukano również równolegle w Wielkiej Brytanii.
Pani Violetta Buhl, reżyser castingu, po pierwszej próbie zapowiedziała, żebym przygotowała się na spotkanie z reżyserem. I rzeczywiście, po kilku dniach zadzwonił telefon i po raz pierwszy spotkałam Brendana Mahera, reżysera „Dzwonów wojny”. Później były kolejne etapy castingu, kolejne spotkania z reżyserem i próby do scen. A potem oczekiwanie, czy moja kandydatura zostanie zaakceptowana przez producentów i obie stacje, BBC i TVP.
A jak to się stało, że otrzymałaś zgodę uczelni? Przecież studentom I roku nie wolno grać w filmach i serialach?
W statucie szkoły jest zapis, że w wyjątkowych wypadkach grono pedagogiczne może podjąć decyzję o wyrażeniu zgody na występ studenta I roku. W moim przypadku tak się stało - pan rektor i pani dziekan stwierdzili, że ta produkcja jest na tyle istotna, że są skłonni z tego zapisu skorzystać. Jestem im za to bardzo wdzięczna, bo gdyby zgody nie wyrazili, ktoś inny zagrałby rolę Joanny - szkoła jest dla mnie priorytetem. Miałam ogromne szczęście! Również w kwestii opiekuna roku na Akademii Teatralnej. Moim jest pan rektor Strzelecki. To człowiek, który oprócz tego, że przykłada ogromną wagę do tego, by nas jak najlepiej wykształcić, skupia się też na znalezieniu nam miejsca po studiach.
Jak na twój sukces zareagowali koledzy?
Dobrze. Śmiali się ze mnie i przypięli mi pieszczotliwą ksywkę „Londyn”. W przypadku reakcji niektórych osób trochę się zawiodłam, ale całkowicie to rozumiem, bo naszemu zawodowi towarzyszy duże zniecierpliwienie i niepokój o samego siebie. Dlatego jeśli ktoś sam czuje dużą obawę o przyszłość, może mieć kłopot z przyjęciem tego, że komuś innemu udało się troszkę szybciej.
Zdjęcia do „Dzwonów wojny” już się zakończyły. Czy teraz zamierzasz koncentrować się na szkole, czy będziesz dalej grała?
Właśnie wygrałam kolejny casting (śmiech). Jestem bardzo ostrożna w informowaniu o nowych projektach, więc na razie mogę tylko powiedzieć, że wygrałam casting do pewnej produkcji, która zapowiada się bardzo ciekawie i jeśli wszystko pójdzie dobrze, będziemy kręcić między innymi w Kanadzie.
Gratuluję zatem, ale wydaje mi się, że w środowisku aktorskim będziesz miała ciężko. No bo jak to tak, jeszcze szkoły nie skończyła a już gra w dużych produkcjach.
Średnie mam rozeznanie w kwestii środowiska, bo ja mało bywam, niewiele imprezuję, a w szkole mam dwie przyjaciółki, które są moim „środowiskiem aktorskim”. (śmiech)
Zadebiutowałaś na planie międzynarodowym. Jakie są twoje spostrzeżenia z brytyjsko-polskiej produkcji?
Nie mam porównania do polskiego planu zdjęciowego, bo był to jak wiadomo mój debiut, ale bardzo podobało mi się to, że przy kręceniu „Dzwonów wojny” wprowadzono brytyjski profesjonalizm w codziennym planie dnia z jego elementami rozpisanymi co do minuty - nie godziny, a minuty. Wszystko było jak w szwajcarskim zegarku, co jako absolwentce ekonomii sprawiało mi ogromną przyjemność.
W serialu pojawia się mało znany wątek Marii Curie-Skłodowskiej, która zgodnie z fabułą, jest chyba twoją szefową?
Tak, zgadza się. Dla mnie to też było zaskoczeniem, bo nie znałam wcześniej tej historii. To jest w ogóle niesamowita sprawa. Po wybuchu pierwszej wojny światowej Maria Curie-Skłodowska swoją siłą przebicia i determinacją doprowadziła do zorganizowania w Paryżu prywatnych samochodów, w których umieściła pierwsze, prymitywne aparaty rentgenowskie. Następnie razem ze swoją córką przeszkoliły sanitariuszki, które robiły zdjęcia rentgenowskie żołnierzom na froncie. Dzięki temu uratowały bardzo wielu ludzi. To, że między innymi polskie kobiety na początku XX wieku, jeździły na front, ryzykowały życie, żeby pomagać innym, uważam za powód do dumy. A dzięki temu, że wątek ten pojawia się w serialu, ludzie na świecie będą mogli dowiedzieć się, że Maria Curie-Skłodowska była Polką.
Czy twoim zdaniem, wątek polski w serialu „Dzwony wojny” ma szansę pobudzić uczucia patriotyczne Polaków? I wojna światowa nie wywołuje przecież w naszym kraju takich emocji, jak ta, która rozpoczęła się w 1939 roku.
W tym serialu, tylko ja reprezentuję polski wątek (śmiech).
Duża odpowiedzialność na twoich barkach
Tak, bardzo duża odpowiedzialność, ale mam nadzieję, że ten serial uświadomi młodemu pokoleniu, że nasi pradziadkowie byli ludźmi, którzy walczyli o to, żebyśmy teraz mogli sobie siedzieć w siedzibie TVP, która jest telewizją polską, a nie na przykład niemiecką. Tak więc należy im się szacunek i wdzięczność. Mam nadzieję, że ten serial uświadomi widzom także, że my nie mieliśmy swojej armii i często zdarzało się tak, że Polacy wcieleni do różnych armii byli zmuszeni walczyć przeciwko sobie nawzajem.
Serial "Dzwony wojny" zadebiutuje na antenie TVP1 10 listopada o godzinie 20.25