W rozmowie z "Twoim Imperium", Stockinger stwierdził, że twórcy filmowi już dawno przestali widzieć w nim wszechstronnego aktora, bowiem postrzegają go jedynie przez pryzmat roli doktora Lubicza:

W życiu, również zawodowym, nie można mieć wszystkiego. Nie można intensywnie grać w serialu i równocześnie mieć pretensje do świata, że nie dostaje się głównych ról w kinie. Ja zdecydowałem się na "Klan" i wiem, że płacę cenę w postaci izolacji od kina bardziej artystycznego, wielkoekranowego. Wiem, że reżyserzy patrzą na mnie nie jak na Stockingera, ale jak na Pawła Lubicza.

Reklama

Aktor zapewnia jednak, że nie żałuje swoich decyzji zawodowych, bowiem rola w "Klanie" przynosi mu wiele korzyści:

Gdybym kiedyś zdecydował, że nie chcę już grać w tym serialu, z pewnością podjąłbym odpowiednią decyzję. Nikt mnie tu nie trzyma na siłę. Zyskuję to, że należę do fajnej i zgranej ekipy. "Klan" ma swoją wierną publiczność. Na co dzień odczuwam sympatię i spotykam się z życzliwością ze strony telewidzów i to jest bardzo miłe. Chcę przebywać i pracować w dobrym towarzystwie. W tym zawodzie jest tak, że albo się jest na salonach, czyli gra się w dobrych tytułach, dobre role, z dobrymi aktorami i dla dobrej publiczności, albo niestety trafia się z deszczu pod rynnę. Mnie zależy na tym pierwszym. - powiedział Tomasz Stockinger.