O oglądalności decyduje historia, dobrze napisany scenariusz, w którym widzowie mogą odnaleźć swoje problemy i odpowiedź, jak je rozwiązać. Ludzie lubią podglądać życie innych i konfrontować to ze swoim losem. Pokazujemy prawdziwe, udokumentowane historie, to na ich podstawie powstaje scenariusz – opowiada w rozmowie z Faktem Teresa Kotlarczyk, reżyser paradokumentu.

Reklama

Kotlarczyk ma na koncie m.in. kinowy hit „Prymas. Trzy lata z tysiąca” z Andrzejem Sewerynem w roli głównej czy popularny serial „Na dobre i na złe”. Do tej pory pracowała z zawodowymi aktorami – w „Ukrytej prawdzie” przyszło jej się zmierzyć z naturszczykami. Jak pracuje się z aktorami amatorami?

Z naturszczykami pracuje się różnie. Zdarzają się ludzie bardzo utalentowani, którzy perfekcyjnie przygotowują się do roli. Wtedy to jest przyjemność. Odtwórcy, bo tak ich nazywamy, muszą się nauczyć na pamięć ogromnych ilości tekstu. Oni przygotowują się mniej więcej w osiemdziesięciu procentach. Sami też chętnie obrabiają sobie dialogi po swojemu, mówią własnym językiem, ale sens oczywiście musi być zachowany. Na castingi zgłaszali się różni ludzie, a chętnych jest mnóstwo! Są nauczyciele, kelnerzy, bezrobotni, wojskowi, logopedzi, studenci. Wszyscy! Widać, że jest w nich taka tęsknota, żeby doświadczyć czegoś nowego. Chcą przeżyć przygodę, sprawdzić czy może mają ukryty jakiś talent – mówi reżyser.

Teresa Kotlarczyk dodaje, że paradokumenty powstają z myślą o wszystkich widzach. Bez względu na wiek, płeć, wykształcenie. Jeśli historia jest mocna i dobrze napisana, każdy odnajdzie w niej coś interesującego. Jeżeli są emocje, mocne punkty, jeżeli jest tam prawda, a nie jakaś naciągana historia czy tanie melodramaty, to ludzie chcą to oglądać. Wielu z nas ma w życiu jakąś ukrytą prawdę i być może takiej ukrytej prawdy szukamy w tych naszych historiach – podsumowuje.

Reklama

>>>Czytaj także: Michał Malitowski: Po 50 też można tańczyć